Kolejny raz w Polsce mamy do czynienia z nagonką na osoby nieheteronormatywne. Najbardziej przerażają próby ich odczłowieczania. Wciąż pobrzmiewają słowa prezydenta mojego kraju: „Próbuje się nam wmówić, że to ludzie, a to po prostu ideologia”.
Jak napisali moi przyjaciele Paweł Leszkowicz i Tomek Kitliński: „Do tej pory kwestionowano nasze prawo do miłości, do małżeństwa, do praw człowieka, nigdy do człowieczeństwa”. Warto przeczytać cały ich tekst o tym, jak to jest być odzieranym z człowieczeństwa.

Kolejny raz niechęć do mniejszości wykorzystywana jest jako polityczny oręż przez populistycznych polityków. W zasadzie działają tak wszystkie reżimy, podsycajac niechęć do danej grupy, obarczając ją różnymi przewinami (na przykład za zepsucie moralne). Szukają kozła ofiarnego, aby odwrocić uwagę od własnej słabości i nieudolności.
A przecież przemoc zaczyna się od słów.
Tymczasem odczłowieczani inni to między innymi nasi przyjaciele, koleżanki, niekiedy rodzeństwo lub dzieci a czasami nawet mama lub tata. Tak, to też jest polska rodzina. Polacy lubią szczycić się tym, że w ich tradycji tak ważne są chrześcijańskie postawy. Tylko, że w nich mowa jest o miłości bliźniego, a nie o szczuciu i podsycaniu złych emocji wobec innych.
Próbuję sobie odtworzyć, jak długo toczy się ta batalia…
Pierwszą kampanią społeczno-artystyczną zorganizowaną przez Kampanię Przeciw Homofobii były fotografie Karoliny Breguły z hasłem „Niech nas zobaczą”. Ukazywały pary lesbijek i gejów trzymających się za rękę, a towarzyszyło im tytułowe hasło.

Te radosne, przyjazne zdjęcia spotkały się z niechęcią i próbami ich cenzurowania. Niektórzy twierdzili nawet, że budzą odrazę.
Wkrótce zaczęto organizować marsze i parady równości. Te również spotykały się z zakazami lub/oraz z atakami pseudokibiców i innej maści homofobów, obrońców Boga, Ojczyzny i Rodziny.
Do dziś pamiętam mowę nienawiści towarzyszącą pierwszym poznańskim Marszom: „nie pozwolimy, by pedały zanieczyściły nasze miasto”, „pedały do gazu”.
Pierwszy marsz w 2004 roku przeszedł 200 metrów („200 metrów demokracji”). Drugi, w 2005 – bezprawnie zakazany przez ówczesnego prezydenta miasta został spacyfikowany przez policję, której „pomagali” chuligani obrzucając demonstrantów jajkami i końskim łajnem.
Zatrzymano wtedy około 50 osób (uczestników a nie chuliganów). To chyba nie przypadek, że ta eskalacaja przemocy miała miejsce za rządów tej samej partii, która jest u władzy także dzisiaj. O tym Marszu, mediach oraz języku pisałam więcej w tekście opublikowanym w czasopiśmie Interalia.

W Poznaniu od tego czasu dużo się zmieniło. Wtedy chcieliśmy tylko tego, by Poznań był miastem otwartym, teraz stało się to oficjalnym sloganem. W ostatnim Marszu przeszło około 300 tysięcy osób, a ja byłam dumna widząc wśród nich nie tylko znajomych, ale też moje dziecko i dzieci moich przyjaciół.

Nie wszędzie jednak jest tak pięknie. W 2019 roku w Białymstoku kibole zaatakowali uczestników i uczestniczki Marszu Równości. Bili ich i kopali. Rzucali w nich petardami i kamieniami. Niektórych ciągali po bruku. Chyba nie tylko ja byłam przerażona widząc tę eskalację przemocy. Cud, że nikt nie zginął! Czy to jest ta chrześcijańska podstawa polskiej kultury? Bo przecież rzekomo mieli bronić polskiej tradycji.
Dopóki politycy nie przestaną szczuć na osoby nieheteronormatywne, to zawsze znajdą się wykonawcy ich woli, którzy chwycą za kamienie czy petardy.
Dlatego jest mi zwyczajnie wstyd za prezydenta mojego kraju.