Marek Wodzisławski: trzewia naturokultury

Wystawa Marka Wodzisławskiego Umgebung w Centrum Kultury Zamek w Poznaniu (5.04.-5.05.2024, osoby kuratorskie: Jagna Domżalska i Kamil Gustaw Mizgała) to ekspozycja niezwykła, zachwycająca, ale też mogąca budzić grozę.

Kiedy rozmawiałam o niej z osobami znajomymi, pojawiły się wątki niezwykłości oraz totalności przedsięwzięcia, ale też wątpliwości na temat użycia szczątków osób ludzkich i nieludzkich, a także pytanie, czy bez oprowadzania kuratorskiego wystawa nie pozostałaby całkowicie niezrozumiała.

Dlatego też pomyślałam, że warto przedstawić jak najprostszą interpretację tej imponującej realizacji zajmującej cztery sale Zamku Cesarskiego. Umgebung oznacza środowisko i w tym przypadku odnosi się do środowiska, w którym przenikają się elementy kultury i natury, działalności ludzkiej i pozaludzkiej. Dlatego można powiedzieć, że wystawa Wodzisławskiego mówi przede wszystkim o naturokulturze.

Terminu naturokultura używa między innymi Elizabeth Grosz, wskazując, że natura wyprzedza kulturę i zmusza ją do ciągłych transformacji, jest więc motorem ewolucji przebiegającej w nieprzewidywalny sposób. Grosz sygnalizuje nierozerwalny związek natury z kulturą, akcentując potrzebę namysłu nad tym, w jaki sposób natura pobudza i produkuje kulturę, a więc jako to, co biologicznie umożliwia i kształtuje życie kulturowe i społeczne.

Naturokultura, a zarazem środowisko, w którym żyjemy, kształtowana jest zarówno przez osoby ludzkie, zwierzęce, jak i nieożywioną przyrodę. Zwierzęta budując schronienia tworzą własną architekturę, mają swoje rytuały, potrafią używać narzędzi. Wspomnieć można budowle termitów, sieć pajęczą, tamy budowane przez bobry czy wszelkiego rodzaju gniazda itp. Warto jednak podkreślić, że również zwierzęta nie korzystają już tylko z tego, co naturalne.

W pierwszej sali wystawowej na specjalnej metalowej konstrukcji znajduje się rząd ptasich gniazd. Wyraźnie widać, ze zbudowane zostały nie tylko z gałęzi, ale też z materiałów syntetycznych, fragmentów plastikowych toreb, cienkich pasków folii, które wplecione zostały w strukturę gniazd. Dla Wodzisławskiego są one przykładem architektury i sztuki zoogenicznej, podobnie jak zgromadzone w tym samym pomieszczeniu ptasie wypluwki będące zlepkiem niestrawionych pokarmów a które zarazem można uznać za stworzone przez ptaki artefakty.

Takim artefaktem jest też totem wyrzeźbiony przez bobra. Ścinane przez te zwierzęta drzewa służą oczywiście budowaniu tam, które stają się nowymi siedliskami dla zwierząt, ale też zwiększają obszar terenów podmokłych i wpływają pozytywnie na bioróżnorodność danego terenu. Można jednak spojrzeć na drzewa, które podlegają obróbce przez bobry, jako na rzeźby.

Od razu zaznaczyć trzeba, że w przypadku tych zwierzęcych artefaktów, Wodzisławski używa tego, co zostało już odrzucone, albo pojawia się w takim miejscu, że i tak zostanie zabrane i zutylizowane przez ludzi – jak w przypadku wspomnianego totemu.

Wodzisławski przygląda się z uwagą właśnie rzeczom odrzuconym, temu, co można znaleźć na wysypiskach śmieci oraz w jaki sposób odpady naszej cywilizacji pochłaniane są przez przyrodę, na przykład przez porosty w pracy zatytułowanej Postdesign.

W pierwszej sali znajduje się również praca zatytułowana Fiszbiny wykonana z ubrań znalezionych na wysypisku śmieci. Artysta układa je w swego rodzaju ołtarz, pokazując zarazem różne stopnie degradacji tych rzeczy (część z nich, głównie tych, których podstawą jest plastik, w ogóle nie ulegnie biodegradacji).

Te strzępki ubrań posłużyły też za materiał w stworzeniu Postfashion – kolekcji ubrań z trzeciego obiegu, stając się w ten sposób podstawą swoistej postapokaliptycznej mody. Jest ona prezentowana przez osoby pozujące na czterokanałowej projekcji wideo, prezentowanej już w następnej sali wystawowej. Pojawia się tu również akt pokazujący fragment ciała osoby w trakcie korekty płci. Bo również ciało nie jest już niczym naturalnym, ulega przeróbkom, coraz częściej przyłączane są do niego różnego rodzaju protezy.

W przypadku części prezentowanych prac pojawiają się ludzkie i nieludzkie szczątki, jak np. fałd skóry tragopana (ptaka z rodziny bażantów). W Obiekcie bionicznym – bucie Nike Shox platforma została stworzona – ponoć – z ludzkich kości.

Prezentowany jest też m.in. Dom z kości stworzony z asfaltu i szkieletów gołębi domowych. Zaś w trzeciej sali znalazła się instalacja Bariera/utopia, którą tworzy wypreparowany (i pochodzący z odzysku) paw albinos oraz powypadkowe poduszki powietrzne.

Zastanawiałam się nad sensem pokazywania tych szczątków – czy zyskują one należny im szacunek i czy faktycznie powinny być wystawiane jako elementy dzieł sztuki? Zaprzyjaźniona osoba powiedziała mi, że można to traktować inaczej: przeniesienie ich w obszar sztuki może być swego rodzaju sakralizacją, a więc zarazem pełni funkcję odprawiania pochówku. Bo w przeciwnym razie te szczątki zostałyby zutylizowane, albo co gorsza – trafiłyby po prostu na śmietnik.

Paw albinos jest tu wybitnym przykładem funkcjonowania naturokultury. Pawie służyły za ozdobę pałacowych parków i ogrodów, zaś za szczególną atrakcję uchodził zawsze paw albinos, będący mutantem indyjskiego pawia błękitnego. Jego atrakcyjność wiąże się przede wszystkim ze względami estetycznymi oraz tym, jak prezentuje się biały paw na tle intensywnej zieleni i kolorowych roślin. Jest on więc tyle wytworem natury, co kultury.

Drugą część tej instalacji tworzą powypadkowe poduszki powietrzne zawieszone w formie swego rodzaju całunu. Mogą kojarzyć się z cielesną tkanką, a dokładnie z wypreparowaną ludzką skórą. Poduszka powietrzna jest obiektem cywilizacyjnym, protezą mającą zapewniać bezpieczeństwo i chronić przed poważnymi uszkodzeniami ludzkiego ciała. W tym przypadku materia poduszek nosi – przynajmniej hipotetycznie – ślady kontaktu z ludzkim ciałem, a tym samym po raz kolejny zanika granica między tym, co naturalne a tym, co cywilizacyjne.

Całości wystawy dopełnia Biowitraż, w którym w workach do żywienia dojelitowego hodowane są algi haematoccus pluvalis. Z tych alg wytwarza się askaksantynę mającą bardzo silne właściwości przeciwutleniające, a więc likwidującą stres oksydacyjny. Występują one zarówno naturalnie, jak i produkowane są sztucznie przy pomocy związków chemicznych. Tym samym również żyjące i rozwijające się algi, które prezentowane są w Biowitrażu są wytworem, a może wręcz symbolem naturokultury prezentowanej na całej wystawie Umgebung Marka Wodzisławskiego.

W przypadku tych wszystkich prac mamy możliwość spojrzenia w głąb, zobaczenia procesów, tkanek, wnętrza i dlatego odczytuję tę wystawę w kontekście możliwości poznania  naturokulturowych trzewi naszej rzeczywistości.

Malta Biennale: od neolitu do współczesności

Jednym z głównych haseł pierwszego Biennale Sztuki na Malcie (11.03.-31.05.2024) jest Insulofilia, a więc miłość do wyspy.  Zaproponowała je Sofia Baldi Pighi, dyrektorka artystyczna Biennale.  

Włoska kuratorka w swoim oświadczeniu akcentuje położenie Malty pomiędzy Europą a Afryką i zderzanie się wpływów Orientu i Zachodu. Podkreśla znaczenie historii archipelagu Malty liczącej sobie ponad 7 tysięcy lat; otaczającego wyspy morza oraz krajobrazu, z którym dziedzictwo kulturowe wchodzi w ścisłe relacje. Akcentuje ona wielokulturowość, wielorasowość i wielojęzyczność, wskazując tym samym na znaczenie kulturowej hybrydowości. Malta i jej archipelag, jak pisze Sofia Baldi Pighi, stają się idealnym obserwatorium do badania różnych aspektów kultury śródziemnomorskiej, myślenia o spluralizowanej podmiotowości oraz pamięci kolonizacji. Kuratorka podkreśla znaczenie sieciowania i relacyjności wydobywanych przez poszczególne wystawy oraz prace artystyczne.

Prezentowana sztuka ma pobudzać do krytycznego myślenia budując platformę dla nowego, harmonijnego współistnienia. Cztery główne wystawy dotyczą następujących tematów: Morze jako ciało polityczne, Dekolonizacja Malty – polifonia to my, Kontr-siła piractwa oraz Matri-archiwum Morza Śródziemnego. Oprócz tego prezentowane są pawilony narodowe (maltański, włoski, serbski, ukraiński, austriacki, hiszpański, francusko-niemiecki, polski oraz chiński) oraz kilka wystaw tematycznych, wśród których znalazła się prezentacja Other Geographies, Other Stories pod egidą Omenaart Foundation. Wystawy pokazywane są w obiektach historycznych w Valletcie, Cottonerze, a więc maltańskim trójmieście, oraz na wyspie Gozo.

Trudno dociec, jakie były kryteria dotyczące udziału poszczególnych pawilonów narodowych w Biennale, jednak w kontekście ideowego skupienia się na Morzu Śródziemnym, zdecydowanie odczuwa się brak Grecji, Cypru czy Chorwacji.

Na stronie Maltabiennale.art brakuje informacji dotyczących idei, które przyświecały organizatorom tworzącym tę międzynarodową imprezę.  Nie wiadomo, jaki był zamysł powołania Biennale, które odbywa się w tym samym roku, co Biennale w Wenecji. Wydaje się, że nie przysłuży się to liczbie osób odwiedzających pokazy sztuki na Malcie i Gozo. Podczas naszego pobytu na wystawach było pusto a momentami można było odnieść wrażenie, że jesteśmy pierwszymi gościniami na danej ekspozycji.

Promocja Biennale na Malcie wydaje się bardzo słaba. Ja sama dowiedziałam się o nim z bloga podróżniczego RudeiCzarne, a na moje pytanie o akredytację prasową wysłane do organizatorów nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Bilet na Biennale kosztuje 35 Euro. Nie jest to wygórowana cena, zważywszy, że umożliwia on zwiedzanie przez pięć dni historycznych miejsc, w których znajdują się wystawy, m.in. Muzeum Archeologicznego i Muzeum Sztuki, fortów czy Parku Archeologicznego Ġgantija na Gozo. Z drugiej strony bilet na weneckie biennale kosztuje 25 Euro i, jeśli chodzi o sztukę współczesną, z pewnością można zobaczyć na nim dużo więcej.

Informacje na stronie Biennale o poszczególnych wystawach są, delikatnie mówiąc, enigmatyczne, brakuje zdjęć i opisów prac. Równie słaba jest broszurka informacyjna towarzysząca Biennale. Wygląda jak typowy ogólnodostępny informator, który powinien znajdować się przy wszystkich wystawach i być darmowy. Tymczasem można go było zakupić jedynie w Muzeum Archeologicznym za 5 Euro (i znowu – to niedużo, ale…).

O słabej organizacji świadczył też brak przygotowania na czynniki atmosferyczne. Malta znana jest z występujących tu często silnych wiatrów. Wiało również podczas naszego pobytu. W związku z tym jedna z prac w przestrzeni zewnętrznej była już całkowicie zniszczona (dwa tygodnie po otwarciu!), drugiej nie można było znaleźć, poprzewracane były niemal wszystkie znajdujące się na zewnątrz stojaki z opisami a w niektórych miejscach – nawet kubiki wskazujące miejsca wystawowe.

Jednak wbrew pozorom na maltańskim Biennale można zobaczyć wiele ciekawych realizacji artystycznych, kilka znakomitych wystaw z udziałem młodych osób artystycznych. Udało się też zrealizować założenie o łączeniu sztuki współczesnej z kulturowym i przyrodniczym dziedzictwem Malty.

Dlatego też wizytę na Biennale warto zacząć od Muzeum Archeologicznego w Valletcie, w którym znajduje się między innymi terakotowa figurka śpiącej kobiety (bogini) z okresu neolitycznego z Hypogeum Ħal Saflieni na Malcie datowana na ok. 4000-2500 lat p.n.e. Zachwyca jej naturalna poza i misterne opracowanie sukni. Znajdują się tu również inne prehistoryczne figurki i ich fragmenty z terakoty, piaskowca oraz alabastru świadczące o szacunku dla kobiecej siły, płodności oraz natury. Ta prehistoryczna kultura była prawdopodobnie matriarchalna a megalityczne świątynie należą do najstarszych w Europie i są starsze od piramid egipskich. Jej upadek nastąpił około 2500-1500 r. p.n.e. a jego przyczyny pozostają nieznane. Odwołania do neolitycznych kobiecych figurek z charakterystycznymi stożkowymi nogami, szerokimi biodrami oraz wielkimi piersiami będą pojawiały się w wielu wystawach na Biennale.

W Muzeum Archeologicznym prezentowana jest też wystawa The Clean Room belgijskiej artystki Sofie Muller, której prace były pokazywane w Polsce w Galerii Białej w 2016 roku (Rzeźby mentalne z udziałem Roberta Kuśmirowskiego). Muller tworzy między innymi alabastrowe rzeźby, wykorzystując kamienie ze skazami. Tutaj wykonała rzeźby niemowląt w naturalnych rozmiarach zamykając je w stworzonym przez nią swoistym laboratorium. Pomieszczenie przywołuje na myśl kontekst medyczny. Niemal każde z niemowląt jest uszkodzone, nosi skazy, niektóre nie mają głowy lub rąk. Wydają się niechciane i porzucone. Tym samym płodność, która była kultywowana w prehistorii zostaje zderzona z płodnością, która staje się przymusem w kontekście współczesnych biopolitycznych regulacji. W tym przypadku chodzi oczywiście o prawo antyaborcyjne na Malcie, które jest najbardziej restrykcyjne w Europie.

Wspomniane tematy towarzyszą nam na następnej wystawie, jaką jest Matri-archiwum Morza Śródziemnego, kuratorowanej przez samą Sofię Baldi Pighi. Jest to najciekawsza i najbardziej poruszająca prezentacja na Biennale. Została podzielona na dwie części: pierwsza jest prezentowana w Pałacu Wielkiego Mistrza, zaś druga – w Bibliotece Narodowej. Kobiece doświadczenia, wspólnotowość i rytuały zostały tu przeciwstawione: męskiej historii militarnej prezentowanej w Pałacu oraz męskiej wiedzy w Bibliotece.

Zebrane tu prace tworzą swoiste herstoryczne archiwa. Jedną z pierwszych realizacji, jakie znajdziemy w Pałacu jest cykl The Goddes maltańskiej artystki mieszkającej we Włoszech, Niny Gerady. Tworzy go kilkadziesiąt terakotowych figurek bezpośrednio nawiązujących do figurek prehistorycznych znalezionych na Malcie.

Noszą ślady zranień, uszkodzeń, okaleczeń, amputacji, a także blizny po mastektomii. Ustawione w rzędzie w długiej sali pomiędzy wojskowymi zbrojami wydają się jeszcze bardziej bezbronne, jakby wszystkie były ofiarami męsko-wojennej historii.  W dalszych częściach znajdziemy bardzo ciekawe prace używające wideo, tkaniny oraz gabloty komponowane na zasadzie artystycznego researchu.  Jedną z nich jest praca Snake Chronicles – of Myth and Mysogyny Bettiny Hutscheck przywołująca różne mity i historie dotyczące relacji między kobietami i wężami a w efekcie ukazująca węża jako symbol kobiecej siły. Tu też pojawiają się odwołania do maltańskich prehistorycznych figurek a także przywołana jest walka maltańskich kobiet o prawo do aborcji.

Temat ten podejmuje m.in. Anna Calleja ukazując rodzinne archiwum, opowiadając o swojej matce i wskazując na ubezwłasnowolnienie kobiet na Malcie (jeszcze do niedawna były uważane za własność mężczyzn: ojców i mężów). Ciekawa jest też praca polskiej artystki Wioletty Kulewskiej Akyel pt. Grotta wykonana z tkaniny, na której namalowane zostały symbole kobiecej seksualności i wspólnotowości. Jednak najbardziej fascynujące są dwie prace Adamy Delphine Fawundu: wideo A Meditation for the Dispersed oraz przysłaniająca je częściowo półprzezroczysta tkanina Wadj-Wer a Fertile Epic. Prace te mówią o sile rytuału, związkach z morzem, wskazując na potrzebę odkrywania zrepresjonowanych kobiecych narracji oraz troski o przyrodę.

W części znajdującej się w Bibliotece Narodowej znalazła się między innymi praca Sandry Zaffarese z Malty By a Lady odwołująca się do utopijnego dzieła Christiny de Pisan Skarb Miasta Kobiet i tworząca archiwum herstorii od neolitu na Malcie aż po kobiecą emancypację. Przyświeca jej również odwołanie do Virginii Woolf poprzez hasło, które zostało zawieszone pomiędzy starymi księgami: „Anonymous is a Woman”. Niestety w tym miejscu ujawniło się nieprzygotowanie Biennale na potrzeby publiczności, gdyż obowiązywał tu zakaz fotografowania.

Temat kobiecych herstorii i osobistych narracji kontynuuje wystawa Other Geographies, Other Stories zorganizowana przez Omenaart Foundation. Jej pomysłodawczynią jest Hanna Wróblewska a kuratorką – Natalia Bradburry.  Ekspozycja znajduje się w Forcie St Elmo w Vallettcie a przy wejściu na dziedziniec ustawiona została, będąca częścią tej ekspozycji, monumentalna rzeźba Mamma Idy Karkoszki. Została wykonana na Malcie z charakterystycznego dla tego kraju piaskowca (z niego zbudowane są niemal wszystkie budynki w tym kraju).

Mamma oznacza po łacinie piersi, ale też matkę, odnosi się również do słowa mammal, czyli ssaka.  Karkoszka przywołuje poprzez tę rzeźbę zarówno prehistoryczne maltańskie figury, jak i wskazuje na to, co łączy ludzi z innymi ssakami. Wykonana przez rzeźbiarkę rzeźba może być zarówno powiększonym fragmentem piersi Wilczycy Kapitolińskiej, jak i zmultiplikowanymi stożkowymi nogami maltańskich prehistorycznych figurek, które w zaskakujący sposób przypominają właśnie piersi. Staje się uniwersalnym hołdem złożonym ludzkim i nieludzkim karmicielkom, wyrazem międzygatunkowego siostrzeństwa, ale też symbolem troski, której tak bardzo dzisiaj potrzebujemy, ale zarazem wciąż jej nie doceniamy.  W filmie, który prezentowany jest w Pawilonie Karkoszka opowiada o swoich inspiracjach oraz o tworzeniu tej pracy. Warto podkreślić znakomitą aranżację i scenografię wystawy wykonaną przez Borisa Kudličkę. Prezentowane tu prace, w tym He and She Barbary Falender wyłaniają się jakby z mroku, co podkreśla ich osobisty, intymny charakter. Na szczególną uwagę zasługuje wizualno-literacka opowieść Lii Dostlievy Book of Long Objects umieszczona w charakterystycznych gablotach. W każdej z nich w górnej części znajduje się przedstawienie jakiegoś z pozoru nic nieznaczącego przedmiotu, m.in.:  długiej sukienki, butelki z karaluchami, kwiatu bawełny, pończoch cerowanych przy pomocy włosów, papierowego biletu tramwajowego z Poznania.

Poprzez te rzeczy artystka opowiada o historii swojej rodziny, m.in. prababki, babci i matki, która przeplata się z historią II wojny światowej, Wielkiego Głodu w Ukrainie, zależności Ukrainy od Związku Sowieckiego, odzyskania niepodległości czy w końcu aneksji Krymu oraz aktualnej wojny. Dostlieva pokazuje, jak wielka historia odciska się na codzienności kobiet oraz, w jaki sposób, aby przeżyć, wytwarzają one własne strategie oporu.

Podobny temat podejmuje Alevtina Kakchidze w wystawie From South to North prezentowanej w Pawilonie Ukraińskim (kuratorki: Kateryna Semenyuk i Oksana Dovgopolova). W pleksiglasowych wiszących gablotach artystka opowiada historię swojej rodziny, mówi o związkach z morzem, poszukując łączników pomiędzy Jałtą a Maltą, a także przedstawia relacje między polityką a roślinami (Plants and Humans), czego dobitnym przykładem jest barszcz Sosnowskiego nazywany Zemstą Stalina.

Pawilon Ukraiński znajduje się w Villi Portelli w Kalkarze (będącej częścią maltańskiego trójmiasta). Znalazły się tu również dwie świetne wystawy: No one is an Island Avelino Saliego w Pawilonie Hiszpańskim oraz Informal Inclusion Eugenio Tibaldiego w Pawilonie Włoskim.

Instalacja Tibaldiego odnosi się do tematu osób z doświadczeniem imigranckim i ich nielegalnej pracy, często uwłaczającej ich godności. Symbolem migracji stają się tu ptaki: w pierwszej części ekspozycji słyszymy ich śpiew, a w drugiej – możemy zobaczyć rysunki i opisy charakterystyczne dla przyrodniczych atlasów. Mało kto wie o okrutnej maltańskiej tradycji, jako jest Kaċċa, czyli polowanie na ptaki. Jej korzenie sięgają XVIII wieku, kiedy na Malcie panował głód, dzisiaj niestety poluje się na ptaki wyłącznie dla przyjemności. Zwyczaj ten opisuje Piotr Ibrahim Kalwas w książce Gozo. Radosna siostra Malty (wyd. Wielka Litera 2020).

I choć jest to opowieść o beztroskim życiu na Gozo, rozdział dotyczący polowań na ptaki należy to najsmutniejszych fragmentów w tej opowieści. „Jak szacuje BirdLife Malta, co roku na Malcie zabija się pół miliona migrujących do i z Afryki ptaków. Jaskółki, drozdy, zięby, przepiórki, szczygły, pardwy, turkawki, dudki, żurawie, wilgi, szpaki, orły, jastrzębie i dziesiątki innych gatunków” – pisze Kalwas (38%). Metody polowania są okrutne a ptaki umierają często w powolnych męczarniach. W pracy Tibaldiego zostały zestawione opowieści o osobach i ptakach z pochodzących z tych samych krajów i raczej artysta nie odnosi się do okrutnego zwyczaju polowań na ptaki na Malcie. Trudno mi jednak oglądając tę pracę, oderwać się od opowieści Kalwasa, jak na jego rękach umierał znaleziony na Gozo, bezbronny ptak.

Jeśli chodzi o prace Avelino Saliego, jedna z nich również odnosi się do ptaków, zestawiając ukazane na ptasich piórach fragmenty Okropności wojny Goyi z fragmentami współczesnych fotografii odnoszące się do wojen, migracji i terroryzmu. Druga instalacja mówi o buntach społecznych ukazując ogromną instalację z kamieni  używanych w różnego rodzaju protestach na całym świecie. Instalacje Saliego są niezwykle estetyczne a zarazem poruszające.

W Willi Portelli znalazł się również Pawilon Polski w wystawą Polonia, całkowicie odstający od pozostałych pokazów, będący spadkiem po poprzedniej ekipie rządzących w Polsce i ich gustach estetycznych. Pozostaje jedynie uczucie zażenowania.

Z Willi udajemy się do Birgu, po drodze towarzyszy nam widok na zatokę i Vallettę spowitą w chmurze piasku znad Sahary. W Zbrojowni w Birgu prezentowana jest wystawa Can you Sea?: The Mediterranean as a Political Body z interesującymi pracami, mi.in. Simona Benjamina z Jamajki, Teresy Bosuttil z Australii, Anny Raimondo z Włoch, Edsona Luli z Albanii. Prace odnoszą się do morza, migracji, a także zanieczyszczenia środowiska. Część z nich staje się swoistym lamentem – tak dzieje się w dźwiękowej instalacji Anny Raimondo. Wystawa o Morzu Śródziemnym jako ciele politycznym odbywa się też w innych lokalizacjach, między innymi w dokach w sąsiednim mieście Cospicua. Tu prezentowane jest wspaniałe wideo No more front tears francuskiej artystki Laury Provoust, odnoszące się do hydrofeminizmu, potrzeby samoakceptacji i bycia we wspólnocie.

Z pozostałych wystaw warto wymienić świetny Pawilon Francusko-Niemiecki w Porcie St Elmo, w którym prezentowana jest wystawa Poetics of an Archive, na której znalazły się współgrające ze sobą prace Simona Riccardiego-Zaniego (wideo) oraz Mariany Hahn (instalacje) w poetycki sposób opowiadające o tradycyjnych sposobach pozyskiwania soli na Malcie. Inna znakomita prezentacja w kościele Tal-Pilar w Valletcie jest częścią wystawy Dekolonizacja Malty. Polifonia to my. Znalazły się tam między innymi prace Guadaluppe Maravilli (rodzaj pogańskiego ołtarza odnoszącego się do choroby artysty), Andrei Ferraco (czekoladowe sztukaterie) oraz Dew Kim (queerowe wideo oraz instalacja).

W ramach Biennale warto udać się na Gozo i zobaczyć megalityczną świątynię Ġgantija z instalacją Jarmaya Michaela Gabriela, będącą częścią wystawy o dekolonizacji Malty (choć nie jest to najlepsza praca na tej wystawie). Z kolei forcie w Victorii na Gozo prezentowana jest wystawa o kontr-sile piractwa. Wśród ciekawych realizacji znalazła się tu przejmująca praca Mela China pokazująca ogromną rakietę oraz pięciomiesięcznego Muhammada – ofiarę izraelskich bombardowań w Strefie Gazy.

Warto pojechać też do Willi Luginsland of Art w Rabacie będącej własnością Omenaart.foundation. Tu, na wystawie Space&Time, która towarzyszy Biennale, można zobaczyć prace m.in. Idy Karkoszki, Nicolasa Grospierre’a, Maurycego Gomulickiego, Norberta Attarda, Antoine’a Farrugii i Xaverego Wolskiego.

Prezentacja w tych bajkowych wnętrzach willi jest niestety trochę przeładowana, ale fascynują prace odnoszące się do kulturowego i przyrodniczego dziedzictwa Malty. Jedną z najciekawszych jest projekcja Matthew Attarda Digital Landscapes przedstawiająca gaj oliwny na Malcie.  Warto dodać przy okazji, że Attard jest też reprezentantem Malty na 60. Biennale w Wenecji.

Podsumowując – na Maltańskim Biennale znalazło się wiele interesujących realizacji artystycznych odnoszących się między innymi do herstorii, wspólnotowości, morza oraz problematyki migracji. Wartościowe jest prezentowanie wystaw w miejscach historycznych, przez co wchodzą one z nimi w interesujące relacje. Historia, w tym ta najstarsza, łączy się ze współczesnością i aktualnymi problemami, które dotyczą naszego świata. Część osób artystycznych z uwagą przygląda się również krajobrazowi Malty a wiele prac mówi o naszych relacjach z przyrodą, zarówno ożywioną, jak i nieożywioną. Warto więc podkreślić feministyczne i posthumanistyczne wątki obecne w najciekawszych realizacjach a zarazem łączące się z matriarchalnym neolitycznym dziedzictwem Malty.

Malta jako mały kraj jest bardzo łatwa do podróżowania. Bilet na komunikację miejską kosztuje 25 Euro na siedem dni a szybki prom z Valletty na Gozo i z powrotem przy zakupie online – 9,50 Euro. Jeśli chce się zwiedzić wszystkie wystawy Biennale trzeba na to poświęcić 5 dni (przez tyle zresztą obowiązuje bilet w cenie 35 Euro). Malta Biennale daje możliwość odwiedzenia miejsc, które przy turystycznych wyprawach są najczęściej pomijane (jak świątynia Ġgantija), zobaczenia innych prehistorycznych cudów oraz zachęty do poznania historii tej niezwykłej wyspy.

Eva Fàbregas: Pożerający się kochankowie

W Hamburger Banhof w Berlinie do 14.01.2024 ma miejsce niezwykła prezentacja instalacji site-specific Evy Fàbregas zatytułowana „Pożerający się kochankowie”.

Artystka, urodzona w 1988 roku w Barcelonie i mieszkająca w Hiszpanii, zajmuje się tworzeniem rysunków, rzeźb i instalacji eksploatujących temat cielesności. Odnosi się też do przekraczania granic między tym, co ludzkie i nieludzkie; biologiczne i mechaniczne.

W stworzonej specjalnie do przestrzeni Hamburger Banhof instalacji Fàbregas zaprezentowała olbrzymie formy przypominające wewnętrzne organy ludzkiego ciała, nowotworowe narośla, albo też rośliny czy koralowce żyjące własnym życiem. Zostały one stworzone z plastikowych piłek i naciągniętych na nie tkanin w cielistych kolorach. Sposób ich rozmieszczenia sprawia wrażenie, jakby anektowały całą przestrzeń i wciąż się rozrastały. To wrażenie spotęgowane jest delikatnym ruchem, w który od czasu do czasu wprowadzane są poszczególne części instalacji. Wydają się pulsować, drżeć, oddychać.

Niebagatelna jest tu relacja między architekturą a zaprezentowanymi pracami. Jakby niezwykła przestrzeń dawnego dworca zamieniła się w powłokę czy schronienie dla rozrastających się w niej form. One jawią się z kolei niczym żerujące na niej pasożyty.

Co ciekawe, instalacja ta wydaje się być zarazem i agresywna, i niesamowicie delikatna – podatna na zranienie, jak samo ciało. Zresztą tę ambiwalencję oddaje już sam tytuł wystawy sugerujący z jednej strony – pożeranie, pochłanianie, anihilację, a z drugiej – rozkosz i przyjemność.

Praca Fàbregas mówi o afirmacji cielesności, jednak organiczne formy wydają się przede wszystkim postludzkie, przekraczając granicę w stronę tego, co roślinne oraz mechaniczne. Stawia więc tym samym pytanie o rozkosz w postludzkim świecie, ale też o nasze powiązania nie tylko z wszystkim, co żyje, ale też z tym, co mechaniczne i sztuczne.

Tatiana Czekalska, Leszek Golec i przebywający w galerii goście

Na początku marca, gdy zbliżała się do Polski epidemia wpadłam w paranoję. Miałam wrażenie, że wszystko, co się planuje w najbliższym czasie (na przykład pójście do kina, restauracji, galerii), trzeba zrobić jak najszybciej, bo za tydzień-dwa będzie już za późno. Dlatego 7 marca wybraliśmy się do Galerii Arsenał, żeby zobaczyć wystawę Tatiany Czekalskiej i Leszka Golca pt. Catering dla najdłużej przebywajacych w galerii gości. Już w następnym tygodniu galeria została zamknięta, tak jak inne instytucje miejskie, szkoły i uczelnie. Tym samym moja paranoja okazała się po prostu przeczuciem. Była to ostatnia chwila na zobaczenie tej ekspozycji.

O wystawie pisze jej kuratorka Bogna Błażewicz:

Fundamentem prac Czekalskiej i Golca jest szacunek dla życia i wynikające z niego rozszerzone postrzeganie świata. Rozszerzone o większą empatię, swego rodzaju ponadreligijną duchowość i poczucie ponadgatunkowej wspólnoty istot żywych i czujących. Artyści często odwołują się do tradycji chrześcijańskiej, choćby poprzez nawiązania do Biblii lub używanie w swoich pracach kościelnych artefaktów, jednak ich życie duchowe wykracza poza ramy teologicznych dogmatów. Stają bardziej po stronie realnego współczucia niż rytuałów, a w surowym, minimalistycznym pięknie zdają się dostrzegać wymiar metafizyczny. 

Catering, XVII w. / 2019

Kuratorka podkreśla również, że tworzący wspólnie od 1996 roku artyści od początku zainteresowani są ekologią i w tym sensie ich twórczość można uznać za pionierską wobec współczesnego posthumanizmu, zaś podczas oprowadzania kuratorskiego dostępnego na Facebooku, określa tę wystawę wegańską.

Wszystkie zgromadzone tu przedmioty pochodzą z recyklingu, kupione zostały przez artystów na pchlich targach czy w antykwariatach. To przedmioty liturgiczne, fragmenty wyposażenia kościołów, ikony, księgi sakralne, które zyskują dzięki działaniom Czekalskiej i Golca nowe życie. Warto więc podkreślić, że twórcy nie dokładają się do zanieczyszczenie środowiska, a z tych niezwykłych przedmiotów tworzą zaskakujące kompozycje. Wzmacniają przekaz estetyczny grą światła i cienia, które tworzą nową, duchową, czy może raczej widmową, jakość.

odbicie na ścianie pracy Avatar 0 – urządzenie do przenoszenia w bezpieczne miejsce istot, które otrzymały niekorzystne, tymczasowe życie owada
Avatar 0

Metoda twórcza artystów ma pewien związek z działaniami Duchampa (pamiętacie Rembrandta jako deskę do prasowania?) a przede wszystkim z wykorzystaniem tego, co zastane i wstawieniem w nowe zaskakujące konteksty. Przeciwnie niż u dadaisty, tu jednak chodzi też o estetyczne efekty (choć okazują się one złudzeniem lub produktem ubocznym…).

Pieta /Madonna + Christ, 1720-2020

Czekalska i Golec, tak jak Duchamp, są artystami-kuratorami, kuratorując zabiedzone i okaleczone przedmioty, prace stworzone już przez kogoś innego, współtworzone przez zwierzęta. I jak dadaistyczny twórca, zastawiają na widzów pułapki, stosują rebusy, stroją sobie żarty. W przedstawionej powyżej pracy trzeba nam chwili, żeby dostrzec Madonnę, gdyż Chrystus leży na jej plecach. Rzeźba staje się tym samym rodzajem recyklingowego rebusu. Podobnie dzieje się w przypadku czarnej sukienki powieszonej na ścianie, która okazuje się z bliska koloratką z pektorałem zjadaną przez mole.

Collar 16 i 1/2 /17 Homotineola, fot. A. Witkowska, ze strony Arsenału

Widzowie muszę się też nagimnastykować, aby dostrzec ikony obrócone twarzą do dołu. Nasze pojawienie się w galerii uruchamia czujniki ruchu obecne w dwóch pracach. Można poczuć się więc odrobinę nieswojo, jakby było się śledzonym czy wręcz nieproszonym. Jakby to wszystko było przygotowane dla kogoś innego, sama czułam się na wystawie trochę jak intruz.

Półka/Matka Boża Szybko Spełniająca Prośby, 1860/2019

Bo catering przygotowany dla najdłużej przebywających w galerii gości przeznaczony jest w gruncie rzeczy nie dla nas, ale dla nieludzkich innych, tych najmniejszych i często niewidocznych: moli, muszek owocówek, kołatków czy innych owadów, które dzięki umieszczonym w galerii awatarom mogą zostać przeniesione w bezpieczne miejsce. Najprostszym awatarem jest szklanka i kartka, zaś podpis informuje, że dzięki niemu przeniesieni zostaną najdłużej przebywajacy w galerii goście.

Z kolei, jeśli w galerii znajdzie się jakiś pies lub kot – czeka na nich wegańska karma.

SECRET DIRECTION Sadżadża / Musalla (bawełniany dywanik modlitewny pokryty w całości wegetariańską sierścią kota perskiego oraz JARMUŁKA (z pełnowartościową wegańską karmą dla kota), fot. A. Witkowska, ze strony Galerii Arsenał

Zaprezentowane na wystawie rzeczy noszą ślady użytkowania, część z nich uległo zniszczeniu czy swoistemu okaleczeniu. Tym samym nie tylko odkrywają przed nami swoje historie, ale też zostają reanimowane i otrzymują nowe życie.

Ich biografie splecione są z historiami ludzkich oraz nieludzkich innych. Część tych drogocennych przedmiotów została kiedyś wykonywana z produktów odzwierzęcych, jak na przykład księgi oprawione skórą cieląt. Za paradoks może uchodzić Żywot Św. Franciszka oprawiony w skórę z pachwiny sześciomiesięcznego cielaka. Rzucona na ziemię torebka wykonana została ze skory węża, zaś wystawiony fragment Biblii to rękopis na skórze antylopy. Są też przedmioty zdobione kością słoniową, z kolei narzutka duchownych ozdobiona jest futrem gronostaja.

Mozzetta, fot. A. Witkowska, ze strony Galerii Arsenał

Oglądając sakralne przedmioty w tradycyjnym muzeum raczej nie zastanawialibyśmy się nad cierpieniem zwierząt, które doprowadziło do ich powstania. Tutaj zwraca się na to uwagę, zaś same te przedmioty – w rytm naturalnego obiegu stają się miejscem karmy dla innych. Na przykład drewno czy papier – dla kołatków a futro – dla moli. Ukazują one tym samym splot życia i śmierci.

Ujawniają też, że rzecz, stary obraz, księga czy strój – nie są tylko i wyłącznie martwymi przedmiotami. Bo tętni na nich lub w nich życie, niekiedy niedostrzegalne gołym okiem. Jak w przypadku kurzu, który powstaje między innymi ze złuszczonego naskórka ludzi i zwierząt a zasiedlany jest przez niewidoczne roztocza. Oczywiście nie lubimy tych wszystkich małych insektów, moli, kołatków i innych stworzeń uważanych przez nas za szkodniki. Nie są mile widziane u nas w domach i zwykle je zwalczamy.

Wydaje się to więc dziwnym pomysłem, aby zaprosić je na ucztę do galerii. W przypadku tej wystawy są one nawet współtwórcami części prac, jak ma to miejsce w Księgozbiorze, którego współwykonawcą jest kołatek drukarz.

Na drugim planie: Księgozbiór, fot. A. Witkowska, ze strony Galerii Arsenał

Żart artystów polega więc w tym przypadku na oddaniu tego, co drogocenne we władanie świata owadów, które zwykle mają na te rzeczy chrapkę. Porzucone i zapomniane przez nas rzeczy są przez nie przejmowane i użytkowane. Potrafią je zagospodarować na swój sposób, przerobić książki, drewno, ubrania na własny użytek. Pokazują tym samym niesamowitą siłę przetrwania, siłę natury, przeciwko której ludzie kierują tak często swoje działania.

Tę siłę natury rozumiem tu w kontekście rozważań Rosi Braidotti dotyczących etyki trwałości i Zoe. Jest to życie każdej formy, ciągłe przeobrażanie się organicznej materii, w której życie i śmierć splatają się ze sobą, a która sama w sobie jest nieśmiertelna. My też jesteśmy jej częścią.

„Rozumienie siebie jako części natury oznacza dla podmiotu postrzeganie siebie jako wiecznego, to znaczy zarazem podatnego na zranienie i ulotnego. Zakłada to jednak również uwzględnienie wymiaru czasowego: to, czym jesteśmy, zależy od rzeczy, które istniały przed nami i od tych, które będą istnieć, gdy nas nie będzie” (R. Braidotti, Etyka stawania się niewykrywalnym, tłum. J. Bednarek, [w:] A. Gajewska (red.), Teorie wywrotowe. Antologia przekładów, Poznań 2012, s. 310).

W kontekście etyki trwałości Braidotti, wydaje się zupełnie niezwykłym zbiegiem okoliczności, że Catering dla najdłużej przebywających w galerii gości został przedłużony, w dodatku niewiadomo na jak długo, a sami goście, którzy mieli tam przebywać około miesiąca, zostali na dłużej. Przejęli galerię w posiadanie, gdy zniknęli z niej widzowie. Te wszystkie mole i kołatki, maleńkie roztocza wiodą tam teraz niezakłócony niczym żywot…