Siła kobiet (Aukcja sztuki na rzecz osób z Ukrainy)

W tym wpisie chcę ponownie odnieść się do prac zgłoszonych na Aukcję na rzecz osób z Ukrainy, która odbędzie się 14 maja br. w Uniwersytecie Artystycznym im Magdaleny Abakanowicz w Poznaniu. Katalog aukcyjny jest dostępny na Artinfo.

Tym razem przedstawię prace, które nie odnoszą się do wojny, ale do tytułowej siły kobiet. Układają się w interesującą opowieść o kobiecej wspólnocie, solidarności i potrzebie współdziałania, a także o codzienności, która pozostaje niewidzialna, ale przechowuje pamięć dawnych wydarzeń i osób. Można mówić tu też o krzątactwie stanowiącym podstawę naszej egzystencji, o czym  pisała Jolanta Brach-Czaina „Szczelinach istnienia”.

Te prace mogą zresztą także zostać odczytane w kontekście wojny oraz akcji pomocowych i zadedykowane kobietom wolontariuszkom. Jeśli chodzi o pomoc świadczoną dla Uchodźców i Uchodźczyń, tak się składa, że spektakularne akcje pomocowe podejmowane są najczęściej przez mężczyzn. Są oczywiście potrzebne, przyciągają uwagę w mediach społecznościowych, powodują, że ludzie chętnie wpłacają pieniądze przeznaczone na dobre cele.

Jednak wiele osób pomaga, nie chwaląc się tym, nie publikując żadnych zdjęć, wykonując żmudną, ciężką i systematyczną pracę. Mam na myśli chociażby wolontariuszki pracujące w centrach dla osób z doświadczeniem uchodźczym, pomagające w przygotowywaniu posiłków, w porządkowaniu rzeczy w magazynach; osoby dające schronienie; organizujące zajęcia dla dzieci czy udzielające pomocy psychologicznej. I choć nie są to działania spektakularne wymagają czasu i poświęcenia, są ogromnie ważne, gdyż ich celem jest zapewnienie lepszych warunków egzystencji dla osób uciekających przed wojną.

I z pewnością wszystkie te działania wymagają siły, a o niej mówi część dzieł, które będą licytowane na naszej Aukcji.

Izabella Gustowska, Przypadek Josephine H… Izabella, Kate, Naomi, 2014, technika autorska, 34 x 61 cm

Zacznę od pracy Izabelli Gustowskiej „Przypadek Josephine H… Izabella, Kate, Naomi” z 2014 roku. Praca odnosi się do multimedialnego dzieła “Przypadek Josephine H.” związanego z poszukiwaniem przez Artystkę w Nowym Jorku Josephine – niezależnej współczesnej kobiety. Pierwowzorem dla jej bohaterki była Josephine Hopper – artystka i żona malarza Edwarda Hoppera. Towarzyszyła Gustowskiej potrzeba zrozumienia dziwnej miłości, która kazała Josephine wyjść za mąż w wieku 41 lat, porzucić swoją karierę, przestać realizować się artystycznie, a przede wszystkim wejść w związek, w którym zatraciła siebie, porzuciła dawne przyjemności, podporządkowała się swemu mężowi, który zwykle milczał, ale bywał też wobec niej okrutny. Gustowska poprzez swą pracę wyprowadziła Josephine z cienia, przywróciła jej widzialność oraz sprawstwo. W pięknej pracy, którą artystka przekazała na aukcję, ukazane zostały trzy portrety kobiet, ujawnione ich lęki i obawy, a jednocześnie podkreślona została więź, która je łączy.

Katarzyna Swinarska, Amy #2, 2016, olej na płótnie, 100 x 60 cm

Inną artystką, która wskazuje na niewidzialność kobiet jest Katarzyna Swinarska. Interesują ją wizerunki silnych i często tragicznych kobiecych postaci. Jedną z nich jest Amy Winehouse uwieczniona na obrazie ofiarowanym na Aukcję. Obraz z 2016 roku powstał do wystawy „Silent Heads” w Grodnie. Ekspozycja poświęcona była „artystkom słowa”, czyli poetkom, pisarkom, pieśniarkom, których obecność w historii jest ważna dla Katarzyny Swinarskiej, gdyż pozwala na wyrażanie emocji, również tych związanych ze smutkiem.

Monika Mamzeta (współautor: Marcin Górski), To mi się przejadło, plakat, 2001/2002, druk offsetowy, 70 x 100 cm

Wśród ofiarowanych prac znajduje się plakat Moniki Mamzety z 2001/2002 „To mi się przejadło” odnoszący się do pozbawienia w Polsce kobiet prawa wyboru. Po wyroku Trybunału Konstytucyjnego w 2021 roku jego wymowa stała się jeszcze bardziej aktualna.

Iwona Demko, Krew. Szłam sobie i nagle mnie zalało II, 2021, aksamit, koraliki, kamienie akrylowe, 31 x 20 x 7 cm

Praca Iwony Demko „Krew. Szłam sobie i nagle mnie zalało” odnosi się do stabuizowanej krwi miesiączkowej, którą odnieść można przecież do płodności i potencji rodzenia. Jest hołdem złożonym kobiecej krwi. Jest też jedną z wielu prac, które odchodzą od tradycyjnych technik artystycznych, na rzecz  kobiecego rękodzieła. Inną tego rodzaju pracą jest wykonany z biżuterii „Bezoar” Agaty Zbylut.

Agata Zbylut, Bezoar, 2015/22, obiekt wykonany z biżuterii

Artystka wyjaśnia, co oznacza to słowo:

„W medycynie bezoary to ciała obce, które powstają w żołądku z pokarmów, których nie jesteśmy w stanie strawić. Mogą je tworzyć podgryzane nerwowo włosy, połykane metalowe lub plastikowe elementy czy niestrawione tabletki. Śluz zlepia je w twarde formy, które przyjmują kształt wnętrza żołądka. Z czasem mogą stać się tak duże, że wypełniają go w całości. Niekiedy dodatkowo wypuszczają „warkocz” schodzący do jelita cienkiego”.

Zbylut pierwsze bezoary przygotowała w roku 2014 i pokazywała na wystawach indywidualnych w Gdańskiej Galerii Miejskiej i w Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku. Jednak tamte rzeźby zaginęły. Chcąc je odtworzyć, poprosiła w mediach społecznościowych o przesłanie jej nieużywanej biżuterii. Odzew był olbrzymi. Zaczęła otrzymywać biżuterię od kobiet z całej Polski. Zgromadziłam kilogramy błyskotek, łańcuszków, koralików, cyrkonii. Podkreśla, ze działo się to w czasie, gdy wszyscy gromadziliśmy się wokół innych zbiórek – tych dedykowanych Ukrainie.

Napisała: „Czułam dyskomfort ciesząc się błyskotkami w czasie, gdy wokół mnie najważniejszą potrzebą były ciepłe posiłki, artykuły higieniczne czy bezpieczne miejsce do spania”. Dlatego też zdecydowała się tę właśnie pracę wykonać specjalnie na aukcję dedykowaną osobom uchodźczym

Dlatego podkreśla:
„Będę wdzięczna, jeśli ten bezoar znajdzie nowy dom. Potraktujcie go proszę tak, jak były traktowane bezoary w średniowieczu – jako drogocenny dar i niezwykle skuteczna wszechstronna odtrutka, na którą pozwolić sobie mogli tylko wybrańcy. Niech komuś z Was przyniesie szczęście i pomoc tym, którzy dziś jej najbardziej potrzebują”.

Przy współudziale innych osób – uchodźczyń z Ukrainy powstała wspomniana w poprzednim wpisie praca Aleki Polis „Oksytocyna nr 66 dla Ukrainy”. W tym przypadku ważny był wspólny akt tworzenia, który znalazł swoje odzwierciedlenie na podobraziu, gdzie podpisały się wszystkie tworzące pracę kobiety, zaznaczając również miejsca swego pochodzenia. Ważna była też intencja przywrócenia pokoju w Ukrainie, z która malowane było to mandaliczne płótno.

Monika Drożyńska, Bolesław Prus z serii Spodziewane zniknięcie pomników, 2018, technika mieszana, pocztówka, tkanina, 22,5 x 6,5 cm

Do rękodzieła odwołuje się też w swej sztuce Monika Drożyńska. Na aukcję przeznaczyła pracę „Bolesław Prus” z serii „Spodziewane zniknięcie pomników”. Inną artystką, która odnosi się do codzienności, a swą sztukę hoduje i pielęgnuje niczym rośliny jest Anna Maria Brandys. Na Aukcję przeznaczyła rzeźbę zatytułowaną „Warstwy warstewki”.

Anna Maria Brandys, Warstwy warstewki, 2022, technika własna, papier czerpany, 25, 5 x 34 x 11,5

W sferze codzienności zanurzona jest też praca Joanny Imielskiej pt. Otwarta Księga należąca do cyklu Archeologia z mojej szuflady, o którym artystka pisze: 

„Dawne przedmioty, drobiazgi ważne i nieważne zamieszkują zakamarki domu, szaf, półek, szuflad, leżą cicho, ukryte dla moich oczu, nieobecne w mojej pamięci, oczekują na ten właściwy czas, aby się ujawnić. Zamieszkałam pośród tych „osieroconych rzeczy” i nawiązałam z nimi „współpracę”. Czy naruszam prywatność dawnych właścicieli, gdy korzystam z ich mebli, jem z ich talerzy, zaparzam herbatę w porcelanowych dzbankach, gdy czytam pozostawione przez nich listy, dokumenty, książki, dotykam pamiątek, oglądam albumy ze zdjęciami, na których przedstawione postaci często ujawnione są w otoczce intymności? Pragnę wydobyć z chaosu rzeczy odnalezionych te najważniejsze dla mnie, poznać ich historię, ale również nadać im nowe znaczenia, nowy sens, obdarzyć „nieskończonym potencjałem zmiany” (M. Sznajderman), poprzez najnowsze prace chcę stworzyć moje własne opowiadanie o bliskich mi ludziach i miejscach „do trwań jej niegdysiejszych mieszkańców dolepiam moje trwanie, na ich śladach odciskam swój ślad – tworzę teraźniejszość dla tych, którzy nadejdą po mnie”.

Joanna Imielska, Otwarta księga 2, z cyklu Zapiski Jana K., 2019, papier, cienkopis, 52 x 72 cm

O codziennym krzątactwie, niemożności uwolnienia się od rutyny i codziennych obowiązków mówi też praca Elżbiety Jabłońskiej „300 postaci”. Jest ona swoistym “rarytasem” na Aukcji, gdyż pochodzi z najwcześniejszego okresu twórczości artystki.

Elżbieta Jabłońska, 300 postaci, 1996, rysunek tuszem, 100 x 70 cm

O historii i pamięci zapisanej w codzienności i zwyczajnych przedmiotach mówi też praca Katarzyny Podgórskiej-Glonti „Materialność pamięci”.

Katarzyna Podgórska-Glonti, Materialność pamięci, 2020, druk na dibondzie, 21 x 29,7 cm

Warto wspomnieć tu jeszcze pracę Doroty Podlaskiej, która w czasie pandemii zaczęła tworzyć akwarele.

Dorota Podlaska, Po omacku, 2022, akwarela na papierze, 49×69 cm

To właśnie jedną z nich zatytułowaną „Po omacku” artystka przeznaczyła na aukcję. Z kolei akwarela zatytułowana „Erytrocyty” podarowana została przez Katarzynę Jankowiak-Gumną ukazuje czerwone krwinki odpowiedzialne za przenoszenie tlenu w organizmie, które przypominają na obrazie kwiaty i układają się w piękny wzór.

Katarzyna Jankowiak-Gumna, Erytrocyty, 2021, akwarela na papierze, 39 x 29 cm

Te wszystkie prace odczytać można w kontekście energii i potencji drzemiącej w codzienności, zwyczajnej krzątaninie, wspólnotowych działaniach oraz w cielesności i fizjologii. Bo mimo, że są one niezauważalne i wydawałoby się niepozorne, składają się na to, co można określić siłą kobiet.

Opowiemy Wam o wojnie! (Aukcja sztuki na rzecz osób z Ukrainy)

Chciałabym, żeby ta opowieść nigdy nie powstała, żeby nie trzeba było organizować akcji pomocowych, zbiórek pieniężnych, żeby nie powstały prace artystyczne mówiące o bólu i cierpieniu czy wyrażające sprzeciw wobec wojny.

Jednak agresja militarna Rosji na Ukrainę, z której nową brutalną odsłoną mamy do czynienia od 24 lutego 2022 roku, wymusiła na nas nowe działania, ale też inne spojrzenie na sztukę.

Uczelnia, z którą jestem związana – Uniwersytet Artystyczny im. Magdaleny Abakanowicz w Poznaniu – otoczyła opieką studentki studiów artystycznych z Lwowa. Przebywają one w naszym Domu Plenerowym w Skokach i uczestniczą w zajęciach prowadzonych przez naszych wykładowców i wykładowczynie.

Prowadzimy też warsztaty dla dzieci w Galerii Szewska 16 i w tym samym czasie – naukę języka polskiego dla ich mam. Zainteresowanie jest ogromne, na początku kwietnia jednego dnia pojawiło się łącznie aż 70 osób.

Ponadto zgłosiły się do nas artystki i nieliczni artyści, którzy w wyniku agresji Rosji na Ukrainę, przyjechali do Poznania i chcą dalej działać w obszarze sztuki. Założyliśmy wspólnie grupę samopomocową, organizujemy kiermasze ukraińskiego rękodzieła. Myślimy też o otwarciu centrum sztuki ukraińskiej.

Oprócz tego, ze zależy nam na zapewnieniu godnych warunków bytowych dla studentek z Lwowa, do wszystkich naszych działań potrzebujemy materiałów plastycznych. Chcemy też, aby wolontariuszki z Ukrainy, które współpracują przy warsztatach dla dzieci otrzymywały za to choć skromne wynagrodzenie.

Potrzeby finansowe są więc ogromne i dlatego postanowiłam zorganizować Aukcję sztuki na rzecz osób z Ukrainy, która odbędzie się 14 maja o godz. 18 w Atrium na naszej Uczelni. Tydzień temu w MSN-ie widziałam świetną wystawę przed Aukcją „Artystki i Artyści na rzecz Uchodźczyń i Uchodźców”. Zebrano tam świetne dzieła, a dochód z ich sprzedaży zostanie przeznaczony na działania Fundacji Ocalenie.

W przypadku naszej poznańskiej aukcji, również można byłoby zorganizować wystawę, jednak, jak wszystkie działania pomocowe, aukcja została zorganizowana w błyskawicznym tempie. Mimo to wsparli ją wspaniali Artyści i Artystki, zaś partnerem aukcji został portal Artinfo.pl.

Na wystawę brakuje już czasu i miejsca, dlatego postanowiłam zaprezentować część prac tutaj na blogu, zwłaszcza te które można by wystawić pod wspólnym tytułem „Opowiemy Wam o wojnie”.

Jeszcze jeden wtręt wydaje się ważny. Przez wiele lat pracowałam w interdyscyplinarnym projekcie „Reprezentacje Zagłady w kulturze polskiej (1939 – 2019) prowadzonym przez prof. Sławomira Buryłę. Jego efektem jest dwutomowy zbiór obszernych tekstów, wśród których znajduje się moje studium poświęcone sztukom wizualnym. Przyznaję, że po tym czasie, chciałam już porzucić temat trudnej historii i wojennych traum. Rzeczywistość jednak zdecydowała inaczej.

Zbigniew Libera, Eroica – Studium, 1997, fotografia kolorowa, ap. 1/2, 30,5 x 40 cm

Dlatego przedziwną koincydencją jest, że jedną z pierwszych prac, które zostały zgłoszone na Aukcję jest fotografia-studium „Eroiki” Zbigniewa Libery z 1997 roku. W swoich badaniach uznałam ją za ściśle powiązaną z “LEGO. Obozem koncentracyjnym”, gdyż również odwołuje się do ikonografii Zagłady (m.in. do zdjęć ukazujących kobiety w Auschwitz zapędzane do komory gazowej). Artysta w „Eroice” wypreparował coś, co wiązało się nie tylko z samym mechanizmem Zagłady, ale również z upokorzeniem ze względu na płeć, a więc ze specyfiką doświadczeń ofiar – kobiet. Dzisiaj w kontekście zbrodni wojennych Rosjan, między innymi gwałtów w Buczy, praca nabiera nowego przerażającego kontekstu.

Beata Sosnowska, Bucza, 2022, akryl na płótnie 50 x 50 cm

Dlatego zestawiłabym ją z obrazem „Bucza” Beaty Sosnowskiej, która w lapidarny i niezwykle wymowny sposób odnosi się do zbrodni Rosjan w Ukrainie.

Jeszcze inną pracą, która została zgłoszona na samym początku jest obraz Jakuba Najbarta „Putinowi” z 2014, który powstał jako reakcja na zbrojną aneksję Donbasu przez Rosjan. Praca została podarowana przez Katarzynę Jankowiak Gumną z Kolekcji ABC Gallery, oczywiście za zgodą artysty.

Jakub Najbart, Putinowi, 2014, olej na płótnie, 80 x 100 cm

Na aukcję zgłosili swoje dzieła również artyści pochodzący z Ukrainy, jak Vitalii Shupliak, którego rysunek z 2020 roku wydaje się być wskazaniem na życie i tworzenie sztuki (konstruktywistyczny równoległy czarny krzyż) w cieniu wojny. Sam Vitalii napisał pod moją opieką kilka lat temu ważną i interesującą pracę magisterską na temat działań artystycznych podejmowanych w kontekście aneksji Donbasu.

Vitalii Shupliak, Rysunek, 2020, technika mieszana, 42 x 28 cm

Jeszcze bardziej poruszają aktualne prace ukraińskich twórców wskazujące na grozę aktualnej sytuacji, jak „Ofiara Wojny” Dimy Krasnego. Artysta pochodzący z Makarowa w obwodzie kijowskim po wybuchu wojny znalazł się w Poznaniu, a obecnie przebywa na rezydencji artystycznej w Gdańsku. Tworzy obecnie obrazy i malowaną ceramikę, które w oszczędnej, surowej formie wskazują na wojenną przemoc.

Dima Krasnyi, Ofiara wojny, 2022, płótno, farba olejna, 40 x 60 cm

Na okrucieństwa dokonywane przez Rosjan w Ukrainie chcą też zwrócić uwagę młodzi twórcy z Mikołajewa: Jane i Ramzes Fartukowy. Oni również uciekli przed wojną do Poznania, zostawiając w Ukrainie swoich rodziców oraz ukochanego kota. Żenia ze łzami w oczach pokazywała mi zdjęcia swojego pupila. Ich obraz zatytułowany „Lustro” w sposób metaforyczny i abstrakcyjny przywołuje grozę wojny i poczucie zagrożenia. W tym przypadku dochód ze sprzedaży obrazu ma być bezpośrednio przeznaczony dla tej dwójki młodych twórców.

Roman i Jane Fartukovy, Lustro, 2022, olej, 50 x 60 cm

O swoim lęku o bliskich oraz tęsknocie za poczuciem bezpieczeństwa opowiada obraz artystki pochodzącej z obwodu sumskiego Nadii Bilokur „Wzmianka o schronieniu”.

Nadiya Bilokur, Wzmianka o schronieniu, 2022, akryl na płótnie, 40 x 50 cm

Tęsknota za dawnymi bezpiecznymi czasami jest też obecna w grafice z cyklu „Hołobutów” poznańskiego artysty Stefana Ficenra. Cofa się on do czasu przed II wojną światową i miejsca pochodzenia części jego rodziny. Hołobutów leży na terenie dzisiejszej zachodniej Ukrainy, a grafiki powstały na podstawie negatywów  z rodzinnego archiwum z lat 1930-1939. Artysta integruje w materię tych zdjęć, uwspółcześnia je, dając im w ten sposób nowe życie. Jego spojrzenie jest pełne nostalgii i smutku, bo wie, co wydarzyło się krótko po zrobieniu tych zdjęć, a więc, że ten „sielski świat zapisany na kliszy runął i zniknął na zawsze”, jak napisała Joanna Ficner. Znowu współczesny kontekst nadaje tej pracy aktualności, bo wiemy przecież od naszych gości i gościn przyjeżdżających z Ukrainy, że często żyli oni w szczęściu i dobrobycie i nikt nie był świadomy tego, jak łatwo i szybko agresorzy mogą zniszczyć nasz bezpieczny świat.

Stefan Ficner, Hołobutów VIII, 2015, litografia barwna, cynkografia, 70 x 100 cm

Wszyscy artyści i artystki, którzy ofiarowali swoje prace na aukcję okazali tym gestem swoją solidarność z obywatelami i obywatelkami Ukrainy. Niektórzy wyrażają to też poprzez otwarty sprzeciw wobec polityki Putina zawarty w ich pracach.

Jerzy Kosałka, Flaga, 2022, obiekt, 125 x 75 cm, 1/3

Jerzy Kosałka stworzył ukraińską „Flagę”, na tle której umieszczony został dwugłowy rosyjski orzeł, który został rozstrzelany i pokonany. Niebiesko-żółte kolory pojawiają się w „Obrazie dwustronnym” Piotra C. Kowalskiego.

Piotr C. Kowalski, Obraz podwójny, 2020, 2022, akryl i dwie tubki po akrylach na płótnie, 65 x 45,5 cm

Max Skorwider i Szymon Szymankiewicz przedstawili w swoich plakatach własną interpretację słynnego hasła „Idi na chuj”.

Max Skorwider, Idi na chuj, druk pigmentowy, 29,5 x 42 cm, 1/3
Szymon Szymankiewicz, Idi na chuj, 2022, druk UV, 70 x 50 cm

Całą serię prac antyputinowskich podarował na aukcję Janusz Marciniak. Jedna z nich jest szczególnie przejmująca, gdyż artysta otwarcie mówi nie tylko o swoim przerażeniu i złości, ale i o poczuciu bezsilności wobec tych potwornych zbrodni.

Janusz Marciniak, Słowa/Words, druk cyfrowy, 2022, 29,7 x 42 cm

Solidarność z Ukrainą wyrażają również prace studentek i studenta profesora Marciniaka: Moniki Bartosiak, Moniki Szczygieł i Hjörleifura Halldórssona.

Monika Bartosiak, Matrioshka, 2022, druk cyfrowy, 42 x 29,7 cm
Monika Szczygieł, Antysestemowa czułość, akryl, 70 x 70 cm

Pracą nie tylko dedykowaną Ukraińcom i Ukrainkom, ale też stworzona przy współudziale osób z doświadczeniem uchodźczym jest „Oksytocyna nr 66” Aleki Polis. Według zamysłu artystki, prace z tej serii, odnoszące się do formy mandali, w której kwadrat zastępuje koło, mają przywracać harmonię, spokój i wytwarzać dobrą energię. Ta malowana była z intencją przywrócenia pokoju w Ukrainie. Bardzo ważne w tym przypadku jest podobrazie, na którym zebrane są podpisy współautorek pracy i miejsca, z których pochodzą.

Aleka Polis wraz z twórczyniami z Ukrainy, Oksytocyna nr 66 dla Ukrainy. Wersja mandaliczna, 2022, 137 x 137 cm

Te ostatnie prace mówią bezpośrednio o nadziei, solidarności oraz potrzebie czułości. Pokazują zarazem, jak ważną rolę odgrywa sztuka w czasach marnych. Bo chodzi nie tylko o upamiętnianie i pozostawienie świadectwa, ale i o możliwość pocieszenia, a także poczucie ocalenia człowieczeństwa. Taka zresztą była konkluzja moich badań twórczości powstającej w cieniu Zagłady. Pisałam też, że sztuka była formą upamiętniania oraz daru i jakże aktualne jest to w kontekście prac artystycznych przeznaczonych na Aukcję na rzecz Osób z Ukrainy. Oczywiście przedstawione prace to tylko wycinek wszystkich dzieł przeznaczonych na Aukcję, cały katalog znajduje się na stronie artinfo.pl.

Pozostali Artyści i Artystki: Katarzyna Swinarska, Maciej Kozłowski, Iwona Demko, Joanna Imielska, Agata Zbylut, Izabella Gustowska, Rafał Boettner- Łubowski, Monika Drożyńska, Eugeniusz Skorwider, Anna Maria Brandys, Katarzyna Jankowiak-Gumna, Mojnika Shaded, Katarzyna Podgórska-Glonti, Natalia Karczewska, Marek Haładuda, Piotr Bosacki, Monika Mamzeta i Rafał Górski, Dorota Podlaska, Jakub Malinowski, Piotr Wołyński, Natalia Wegner, Marc Tobias Winterhagen, Paweł Flieger, Tomasz Kalitko, Magdalena Parnasow-Kujawa, Magdalena Starska, Jesús Herranz Martin, Adam Nowaczyk.

100,5! Życzenia dla Piotra C. Kowalskiego

Tym razem  nie napiszę o strasznej sztuce, ani o  pandemii.

Bo okazja jest uroczysta, a jest nią obchodzony 23 czerwca 2021 jubileusz 70. urodzin Piotra C. Kowalskiego.

Spieszę więc ze spóźnionymi, ale najlepszymi życzeniami, oczywiście 100,5!!!

Piotr C. Kowalski, profesor na Uniwersytecie Artystycznym im. Magdaleny Abakanowicz w Poznaniu, to autor obrazów m.in. smacznych i niesmacznych, przejezdnych i przechodnich, granicznych i zagranicznych, grzecznych i grzesznych, skończonych i nieskończonych, pocztowych i urodzinowych, gorących i mroźnych (te ostatnie współtworzy wraz z Joanną Janiak). Jego maksymą są słowa Maxa Ernsta: „Malować można wszystkim, także farbami”.

Warsztaty na Pol’And’Rock 2019

Może uznać Artystę za archeologa codzienności, co zaprezentował na wystawie MOJA ARCHEOLOGIA w 2019 roku w Instytucie Archeologii UAM w Poznaniu. O tej wystawie pisałam:

Piotr C. Kowalski zbiera między innymi porzucone i zepsute zapalniczki, własne zużyte aparaty fotograficzne począwszy od rosyjskiego Zenita, który kupił jeszcze na studiach;  stare kalendarze,  zardzewiałe i powyginane gwoździe z zawalonej stodoły w Nienawiszczu; bilety kolejowe, tramwajowe i autobusowe; puste tubki po farbach, zeschnięte stare pędzle, zużyte ołówki, kredki i flamastry, maszynki do golenia i znalezione na wsi końskie podkowy. Zbiera cegły z różnych stron świata, dawne i obecne napisy na murach, a także oryginalne, autentyczne tablice z różnymi cytatami, np. „Bądź czujny, wróg czyha” czy np. „Polska kultura własnością całego narodu”. Zbiera też stare skorupy, piasek z różnych stron świata; a także wszystko, co dotyczy nazwiska Kowalski, w tym swoje własne pieczątki.  

Zdjęcie z wystawy Moja archeologia

Zbiera też wszystko, co dotyczy bobrów, fascynuje go ich pęd do stawiania tam, układania drewna, a tym samym do zmieniania krajobrazu.   Bobrom poświęcił BARDZO BOBRĄ WYSTAWĘ nie bardzo dobrych bobrów i nie tylko w Galerii Bielskiej BWA w Bielsku Białej w 2020 roku.

Piotr C. Kowalski, Bardzo Bobra Wystawa, fot. Galeria Bielska BWA

Inną charakterystyczną cechą jego twórczości jest współpraca z innymi. W powstawaniu obrazów przejezdnych i przechodnich pomagają mu znajomi oraz obcy, rozkładając z nim płótna, przechodząc i przejeżdżając po nich. Niektórzy zaś wywożą te płótna w odległe krańce świata. Piotr zachęca ludzi do kreatywnych działań opartych na relacjach, wchodzenia w interakcje, tworzenia wspólnych sytuacji. Pokazuje, jak myśleć i działać niekonwencjonalnie i niezwyczajnie.

1. Poland&RockFest FOTY ala ABBEY ROAD , fot. Kadr.org.pl

Piotr C. Kowalski to wulkan energii, która udziela się uczestnikom i uczestniczkom jego działań. Uwidoczniło się to szczególnie w czasie naszych wspólnych akcji na Akademii Sztuk Przepięknych Pol’And’Rock w 2018 i 2019 roku. Zresztą to właśnie Piotr był inicjatorem naszej przygody z tym niezwykłym Festiwalem. Już wcześniej, w Jarocinie wykonywał Obrazy przejściowe ala ABBEY ROAD i marzyło mu się, aby zrobić to także na Najpiękniejszym Festiwalu Świata.

1. Poland&RockFest FOTY ala ABBEY ROAD , fot. Kadr.org.pl

W efekcie powstały Obrazy przejściowe, Wódstokowe, czyli 1. Poland&RockFest FOTY ala ABBEY ROAD. Były to działania na rozłożonych na trawie i na piachu płótnach, po których przechodzili ludzie, niczym Beatlesi na okładce płyty Abbey Rock, przybierając różne pozy i inicjując zabawne sytuacje.

1. Poland&RockFest FOTY ala ABBEY ROAD , fot. Kadr.org.pl

W akcje bardzo chętnie włączali się festiwalowicze traktując „przejścia dla pieszych” jako okazję do wspólnej zabawy i integracji. Zdjęcia ukazują tę niesamowitą energię Piotra, uczestniczących w akcji osób oraz samego Jurka Owsiaka i całego Festiwalu.  

1. Poland&RockFest FOTY ala ABBEY ROAD , fot. Kadr.org.pl
1. Poland&RockFest FOTY ala ABBEY ROAD , fot. Piotr C. Kowalski

W Kostrzynie artysta prowadził też warsztaty polegające na tworzeniu Obrazów Smacznych, malowanych naturalnymi barwnikami, np. burakami i jagodami.

Warsztaty w Kostrzynie nad Odrą, 2018, fot. Kadr.org.pl
Warsztaty na Pol’And’Rock 2019

Na jubileuszowym 25. Festiwalu Pol’And’Rock w 2019 roku Piotr zorganizował akcję 25×25. Uczestnicy i uczestniczki Festiwalu wykonali 25 niepowtarzalnych obrazów z logo 25. festiwalu Pol’and’Rock. Powstałe prace posłużyły też do wykonywania wspólnych układów i zdjęć, a w styczniu 2020 zostały sprzedane na aukcjach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

25×25, fot. Kadr.org.pl
25×25, fot. Kadr.org.pl

Także podczas tej edycji Festiwalu powstawały Obrazy Smaczne, a przy okazji Piotr C. Kowalski wykonał panoramiczny happening owocowy.

Panoramiczny happening owocowy

Ponadto obdarowywał innych swoimi niezwykłymi tęczowymi okularami w kropki, akcentując potrzebę kolorowego spojrzenia na świat.

fot. Kadr.org.pl

Sztuka tworzona przez Piotra C. Kowalskiego realizuje się w międzyludzkich relacjach. Jest spotkaniem, darem dla innych, radością, pamiątką, utrwalaniem obecności.

Życzę Tobie Dostojny Jubilacie, drogi Piotrze, abyś pozostał w dobrym zdrowiu, wiódł szczęśliwe życie, odnosił nieustanne sukcesy i abyś pozostał pełen energii, by Twoja sztuka wciąż mogła sprawiać radość innym!

Gry z tożsamością: Roee Rosen i Justine Frank

We wpisie o Davidzie Czernym, wspomniałam kategorię nieistniejącego artysty, w rozwijaniu której mistrzem był Marcel Duchamp, wraz ze swoim alter ego, a więc Rrose Selavy. Autor (a może wręcz autorka) dzieł-widm o niezidentyfikowanym autorstwie, jak pisze o nim Anna Markowska.

W ślady Duchampa poszedł izraelski artysta Roee Rosen a odkopując archiwum starej Strasznej Sztuki znalazłam wpis na temat jego pracy. Na szczęście dobra sztuka się nie starzeje!

Artysta ten zasłynął jako twórca pracy „Żyj i umrzyj jak Ewa Braun” (1995), poprzez którą odbiorca zmuszony był do identyfikacji z kochanką Hitlera. Praca ta, ze względu na swą obsceniczność, a także mówienie o Holokauście z punktu widzenia oprawcy, wywołała sporo zamieszania. Ernst van Alphen opisując tę pracę w tekście „Zabawa w Holokaust”, porównuje ją między innymi z pracą „Lego. Obóz koncentracyjny” Zbigniewa Libery.  

W 2001 roku Rosen przedstawił życie i twórczość belgijsko-żydowskiej artystki Justine Frank (1900 – 1943) a właściwie powołał tę twórczynię do życia, bo jest to artystka fikcyjna. Rosen stworzył książkę na temat twórczości Frank (z esejem opowiadającej o jej twórczości historyczki sztuki, również zmyślonej), a także całą wystawę prac Justine Frank, prezentowaną między innymi na wystawie „Tratwa Meduzy” w warszawskiej Królikarnii (2006/2007).

Roee Rosen stworzył doskonałą symulację retrospektywy prac artystki, gdzie znalazły się jej portrety, wykonane między innymi przez słynnych surrealistów, prywatne zdjęcia (jak na przykład to na plaży, gdzie stoi ze swoją najlepszą przyjaciółką i zarazem kochanką).

Jej prace łączą elementy surrealizmu z żydowską symboliką. W biografii wiele miejsca zajmują jej perypetie w kręgu surrealistów, gdzie była odbierana nieprzychylnie, przede wszystkim ze względu na konflikt z Andre Bretonem. Instalacji towarzyszy film, w którym przeplata się historia Roee Rosena i Justine Frank.

Jeśli chodzi o same prace Justine Frank – są one przede wszystkim grą z symboliką seksualną oraz ze stereotypami (stereotypowy wizerunek Żyda, stereotyp kobiety definiowanej przez jej seksualność, stereotyp szalonej artystki, itp., itd.).

Wszystko wydaje się tu realne. To niemożliwe, żeby nie istniała sama Justine Frank, skoro widzimy jej prace, jej zdjęcia, czytamy o jej życiu. Nie przypadkiem jednak, podczas wspomnianego filmu pojawia się Jean Baudrillard.

Roee Rosen zastawił dla nas pułapkę. Stworzył postać artystki wręcz idealną dla wszystkich badaczy studiów mniejszościowych – kobiety, Żydówki, lesbijki. Jest więc idealną figurą Innego.

Rosen zabawił się też genderowymi maskami. Justine Frank tworząc swoje wizerunki, nieraz wcielała się w mężczyznę, również w starego Żyda z antyżydowskich karykatur, powielała wciąż swój wizerunek, niczym Fantomas. Jej obsesją była jej własna twarz, upodabniana do męskiej. Jednak, czy to ona staje się mężczyzną, czy po prostu Roee Rosen staje się wymyśloną kobietą? Można mieć wrażenie, że w przypadku tej pracy, gra symulacji jest nieskończona.

Ciekawie pisał o tym Marcin Teodorczyk na stronach Bunkra Sztuki: „Płeć jawi się tutaj jako akt performatywny, staje się żartem, grą, teatrem pozorów. W tle mieszają się elementy tożsamościowe żydowskie oraz seksualizowanie poszczególnych elementów kompozycji (szkiców czy obrazów jest kilkanaście, wszystkie układają się na portfolio Justine). est to przewrotny cykl, interesująco pokazany na wystawie, wywrotowy o tyle, że odkrywa genderową powłokę dyskursu nacjonalistycznego”.

Justine Frank ma wiele wspólnego z uwodzicielską Rrose Selavy Duchampa, bo do jej stworzenia Rosen, tak jak Duchamp, użył własnego wizerunku, wchodząc w rolę kogoś innego i odgrywając nieistniejącą artystkę.

Co po artystach w czasach marnych?

Wenecja, Banksy i performance Izy Chamczyk

Oto widok mojej lodówki:

Wiem, że może być ciężki do zniesienia dla oczu porządnych historyków sztuki, estetów wielbiących minimalizm, projektantów czy wysublimowanych kuratorów.

To moje miejsce, będące swoistym ołtarzykiem kiczu, peanem na cześć horror vacui, ale też prywatnym muzeum pamięci związanym z podróżami odbytymi przeze mnie i moich najbliższych. Dzisiaj przypomina mi o swobodzie poruszania się po świecie, jaką jeszcze nie tak dawno się cieszyliśmy.

Przez ostatnie tygodnie wszystko się zmieniło, skończyło się – można mieć nadzieję, że tylko na pewien czas – życie, jakie do tej pory prowadziliśmy, pełne spotkań towarzyskich, rozrywek, podróży, a przede wszystkim bezpieczne.

Przed epidemią wydawało się, że nic nam nie zagraża, o ile nas stać, możemy przemieszczać się, gdzie chcemy i z kim chcemy spotykać. W naszym europejskim kręgu kulturowym mieliśmy do czynienia ze światem gościnnym, otwartym i przyjaznym. Choć przecież nie dla wszystkich!

Dopiero teraz możemy uzmysłowić sobie, jak bardzo byliśmy i zresztą nadal jeszcze jesteśmy uprzywilejowani. Sytuacja ta uświadamia też, że nic nie jest dane raz na zawsze.

W lodówkowej galerii z magnesami, obok magnesów z Wenecji, Udine, Budapesztu, Pragi i Helsinek, znajdują się też dwa, których bliskość wydaje się nieprzypadkowa (choć wiszą tak już od zeszłego roku).

To magnes z MS2 w Łodzi z pracą Jadwigi Sawickiej głoszącą: ZWYCIĘSTWO CHAOSU (2011). Pod nim zaś plakat ubiegłorocznego Biennale w Wenecji z intrygującym hasłem, które dzisiaj stało się już przekleństwem: Obyś żył/żyła w ciekawych czasach!

Byłam w Wenecji na początku września z trzema świetnymi i inteligentnymi dziewczynami. Mieszkałyśmy w małym tanim hoteliku niedaleko Placu Świętego Marka, spędzałyśmy wesołe wieczory na mieście i czułyśmy się trochę jak w „Seksie w wielkim mieście”. To był cudownie spędzony czas, pełen ciekawych rozmów i odkryć.

Na Biennale zgromadzono wiele interesujących prac ostrzegających przed skutkami katastrofy ekologicznej, pokazujących połączenie ze sobą tak różnych kwestii jak: ocieplenie klimatu, kwestie emigrantów, wyzysk, nierówności ekonomiczne.

W pracach prezentowanych na Biennale czuło się jakąś schyłkowość, nostalgię, przeczucie, że coś się kończy, zaś sztuka nie może być już nadal tym samym, czym była do tej pory.

Złotym Lwem nagrodzono Pawilon Litewski za pracę Sun & Sea (Marina) Liny Lapelyte, Vaivy Grainyte i Rugile Narzdziukaite.

Lina Lapelyte, Vaiva Grainyte i Rugile Narzdziukaite, Sun & Sea (Marina), Pawilon Litewski, Biennale w Wenecji, 2019

Była to opera ukazującą problemy ludzi z „pierwszego świata” w obliczu nadchodzącej katastrofy klimatycznej. Zmuszeni to wspólnego plażowania ujawniali oni własny świat wartości, egoizm, nudę, zamknięcie się na innych.

Lina Lapelyte, Vaiva Grainyte i Rugile Narzdziukaite, Sun & Sea (Marina), Pawilon Litewski, Biennale w Wenecji, 2019

Czy jednak nie był to swoisty paradoks w kontekście ogromu tej masowej imprezy, jej elitarności oraz związanego z wydarzeniem wzmożonego turyzmu (i idącego wraz z nim węglowego śladu)?

Znakomicie opisała to Antonina Sobczak (studentka kuratorstwa na naszej Uczelni) w swoim zaliczeniowym eseju na temat sztuki wątpliwej etycznie (na zajęciach u Justyny Ryczek):

Mam tu na myśli przede wszystkim wielkobudżetową sztukę “proekologiczną”, która skupia się na ukazywaniu katastrofalnych skutków antropocenu – bo tym właśnie zajmowała się znakomita większość prezentowanych na wystawie prac. Nie mogę odmówić im mocy uświadamiania ani budzenia refleksji wśród dużej grupy odbiorców, bo to oczywiście miało miejsce, ale zastanawia mnie forma tego działania. Czy rzeczywiście sprowadzanie do Wenecji dziesiątek kilogramów nieprzetwarzalnego plastiku (jak to miało miejsce m.in. w przypadku Pawilonu Weneckiego) po to, żeby pokazać problem zanieczyszczenia środowiska i niedoboru wody jest tym, czym powinni zajmować się (przecież tak bardzo proekologiczni) artyści? Czy sam w sobie temat ostatniej edycji Biennale, a raczej jego najczęściej powielana interpretacja, nie jest sprzeczna ze sposobem działania i założeniami całego wydarzenia? 

(…) W moim rozumieniu artystyczne inicjatywy o charakterze ekologicznych manifestów powinny działać oddolnie, trafiając do jak najszerszej grupy odbiorców, z jak najliczniejszych światów. Dlatego też edukacyjny walor takich działań nie do końca mnie przekonuje. 

Przypomina mi to raczej poruszanie się po jakichś utartych schematach i budującą artystyczny wizerunek grę pozorów, niż działanie, które faktycznie może cokolwiek zmienić. A jeśli może zmienić, to tylko na gorsze. Wielką hipokryzją wydaje mi się fakt mówienia o plastiku, przemysłowej wycince drzew, czy tym bardziej – śladzie węglowym przez ludzi, którzy w ramach tworzenia tego wydarzenia przyczyniają się do pogłębienia każdego z tych problemów. Na weneckie biennale nikt nie przyjeżdża przecież rowerem, a utrzymanie pawilonów kosztuje więcej, niż niejedna masowa akcja faktycznie wspomagająca naszą planetę. Dlatego taka sztuka, pozornie ekologiczna, wydaje mi się wyrachowana i moralnie niewłaściwa. Zderzając się z tak ogromną falą oskarżeń i obrazów katastrofizmu, oczekiwałabym podania pomysłów na rozwiązanie wymienionych problemów, ale przede wszystkim stanowienia przykładu modelowego zachowania w temacie, który został poruszony… 

Nie oceniałam tego Biennale tak krytycznie, jak Tosia. Wręcz przeciwnie, niemal wszystko mi się podobało, a wiele prac wzruszała. Popłakałam się w Pawilonie Litewskim.

Jednak zgadzam się z opinią Antoniny! Jej tekst mnie poruszył i dziękuję jej za zgodę na publikację jego fragmentów. Napisałam jej, że my wykładowcy uczymy się również od studentów i studentek.

Poza tym jej opinia powiela się z moim przeczuciem, które w ostatnim czasie mnie dręczy, że sztuka musi dokonać własnej redefinicji. Że potrzebujemy czegoś innego, działań aktywistycznych, wspólnotowych, potrzebujemy też wyjścia z dotychczasowych konwencji.

Mówiłam o tym na wykładzie otwartym na UAP-ie zatytułowanym „Księżyc i inne ciała niebieskie, albo jaka piękna katastrofa”, do którego poprowadzenia zostałam zaproszona przez mojego przyjaciela – Stefana Ficnera. Starałam się zredefiniować samą konwencję wykładu, przerobić go na rodzaj wystawy-performansu, przez co zresztą miałam straszną tremę…

W samo Biennale niezwykle celnie uderzył też Banksy (jego/ich pracę Venice In Oil poznałam również dzięki naszej studentce – Klaudii Zabłockiej).

Banksy, Venice in Oil, 2019

Było to nielegalne stoisko z obrazami (a właściwie kram z pamiątkami). Płótna odnosiły się do weneckiego pejzażu autorstwa Canaletta jakby skladając się na jeden widok. Jednak ich kadry zostały przysłonięte w większości przez ogromny wycieczkowiec, jakich wiele pojawia się na wodach Wenecji, budząc grozę i prowadząc do niszczenia środowiska.

Dzisiaj zresztą obraz tego wycieczkowca czytałabym jeszcze inaczej, trochę w proroczym kontekście, jak tytuł Biennale kontestowanego przez Banksy/ego.

Nie wydaje się przypadkiem, że pierwsze zakażenia koronawirusem poza Chinami zaczęto identyfikować właśnie na pływających turystycznych olbrzymach takich jak „Diamond Princess”.

Mówi się też, że do Włoch (czy ogólnie do Europy) wirus przybył przez Wenecję podczas karnawału, podobnie jak dżuma w XIV wieku, choć sprawdzałam i nie jest to prawda (ani z COVIDEM-19, ani z dżumą, ale historycznymi szczegółami nie będę Was już zadręczać).

Taki tekst przeczytałam jednak w „Polityce”, którą kupiłam sobie do pociągu, gdy jechałam 6 marca do Warszawy na obronę doktoratu, którego byłam recenzentką:

„Jak wówczas wrotami była Wenecja, niegdyś najważniejszy europejski port, dziś jedna z największych atrakcji kontynentu, obowiązkowy punkt programu dla turystów z Azji, a szczególnie z Chin. Kiedyś zaraza płynęła na pokładach weneckich galer, dziś podróżuje wielkimi wycieczkowcami i szerokokadłubowymi odrzutowcami” (Adam Grzeszak, „Życie w czasach zarazy”, „Polityka”, nr 10, 4.03.-10.03.2020, s. 15.

Prawda, czy fałsz – liczy się opowieść. Zaś w tym kontekście praca Banksy/ego nabiera dodatkowych znaczeń. 

Dziwnie się czuję na wspomnienie hasła ubiegłorocznego Biennale: Obyś żył/żyła w ciekawych czasach!. Zaczęło ono brzmieć jak jakaś przeklęta przepowiednia…

chodnikowe graffiti w Wenecji

Najpierw w listopadzie Wenecję nawiedziła powódź, jakiej nie widziano tam od pięćdziesięciu lat. Przyspieszyła zresztą zamknięcie Biennale.

W grudniu z przerażeniem obserwowaliśmy pożary lasów w Australii. Zdjęcia ukazujące zgromadzonych na plażach ludzi (a także zwierząt, m.in. psów, koni) wydawały się niemal odbiciem sytuacji zaprojektowanej w Litewskim Pawilonie w pracy Sun & Sea (Marina).

Zdjęcie ze strony: 62 Images That Show The Horrors Of Fires In Australia

A potem świat nawiedziła pandemia.

Pokazuje to dość dziwne, wydawałoby się wręcz, że niemożliwe, przeplatanie się sztuki z rzeczywistością.

Ale, jeśli po epidemii nic już nie będzie takie, jak było, to wobec tego, jaka będzie sztuka?

Niedawno Iza Chamczyk zaprosiła mnie na swój performance online pt. Codzienność w koronie organizowany przez wrocławską Galerię Entropia w ramach projektu #entropiawdomu.

Jej praca pokazuje, że sztuka może pomóc, choć trochę, przepracować sytuację, w jakiej się znaleźliśmy. Artystka przedstawia w tym performance codzienne czynności, takie jak malowanie się, picie wody, jedzenie, palenie papierosa. Towarzyszą temu czytane przez nią w tle komunikaty dotyczące tego, co powinno się robić w czasie epidemii, a czego nie (często są one sprzeczne ze sobą). W tle słychać też tykanie zegara oraz dźwięk sygnalizujący w teleturniejach błędną odpowiedź. Artystka wykonuje swoje działania coraz szybciej a sytuacja staje się coraz bardziej nerwowa.

Iza Chamczyk, Codzienność w koronie, performance online, 2020

Zostaliśmy zmuszeni w bardzo krótkim czasie do siedzenia w domach, jesteśmy bombardowani setkami oficjalnych, nieoficjalnych, a także fake’owych informacji, porad, nakazów i zakazów mówiących nam, jak się zachować, co robić, a czego robić nie wolno.

Nie wiem, jak Wy, ale ja czuję, że momentami dostaję szału, a performance Izy uświadamia, że wszyscy jesteśmy w podobnej sytuacji niepewności.

Choć i tak warto podkreślić, że jesteśmy wciąż uprzywilejowani i ciągle nasze problemy pozostają problemami „pierwszego świata”. Ujawnia to zresztą też performance Izy Chamczyk, która przecież wciąż pamięta o tym, żeby przed kamerą zrobić sobie makijaż.

Iza Chamczyk, Codzienność w koronie, performance online, 2020

Nie tylko bardzo szybki wzrost zakażeń na całym świecie, ale właśnie niepewność sytuacji oraz dynamika zmian wywołują we wszystkich niepokój.

Jeszcze niedawno było możliwe coś, co dzisiaj nie mieści się już w naszym pandemicznym imaginarium. Ponad miesiąc temu byłam na nartach; na początku marca – w galerii Arsenał oraz w restauracji. Jeszcze 10 marca widziałam się ze znajomymi w naszej ulubionej gruzińskiej knajpie. Mija miesiąc, od kiedy zamknięto szkoły i uczelnie. Jednak czas „przed” wydaje się bardzo odległy.

Dzisiaj artyści i artystki, którzy nie mają stałego zatrudnienia, są w bardzo trudnym położeniu. Jeśli nie mają dodatkowej pracy, a odwołano im wystawy, ich sytuacja finansowa może być niedługo szczególnie ciężka. Polska sekcja AICA zaapelowała do Ministra Kultury o wsparcie dla środowiska artystycznego. Warto zastanowić się też nad działaniami, które mogłyby im w jakiś sposób pomóc.

Część instytucji na wezwanie Obywatelskiego Forum Sztuki zamierza w kontekście planowanych wystaw wypłacać artystom i artystkom już teraz połowę honorarium za planowane wystawy. Dotyczy to między innymi Galerii Arsenał w Poznaniu. Brawo!

Cóż po artystach w czasach marnych?

Z pewnością artyści są potrzebni również, a może zwłaszcza, w trudnych czasach. Rozwijają wyobraźnię, wskazują na nietypowe rozwiązania, ostrzegają, dodają otuchy, proponują terapię poprzez działania twórcze. Sztuka może stanowić więc dla nas swego rodzaju remedium.

Z pewnością jednak sztuka po epidemii będzie już inna. Pozostaje pytanie – jaka?