Wystawa Marka WodzisławskiegoUmgebung w Centrum Kultury Zamek w Poznaniu (5.04.-5.05.2024, osoby kuratorskie: Jagna Domżalska i Kamil Gustaw Mizgała) to ekspozycja niezwykła, zachwycająca, ale też mogąca budzić grozę.
Kiedy rozmawiałam o niej z osobami znajomymi, pojawiły się wątki niezwykłości oraz totalności przedsięwzięcia, ale też wątpliwości na temat użycia szczątków osób ludzkich i nieludzkich, a także pytanie, czy bez oprowadzania kuratorskiego wystawa nie pozostałaby całkowicie niezrozumiała.
Dlatego też pomyślałam, że warto przedstawić jak najprostszą interpretację tej imponującej realizacji zajmującej cztery sale Zamku Cesarskiego. Umgebung oznacza środowisko i w tym przypadku odnosi się do środowiska, w którym przenikają się elementy kultury i natury, działalności ludzkiej i pozaludzkiej. Dlatego można powiedzieć, że wystawa Wodzisławskiego mówi przede wszystkim o naturokulturze.
Terminu naturokultura używa między innymi Elizabeth Grosz, wskazując, że natura wyprzedza kulturę i zmusza ją do ciągłych transformacji, jest więc motorem ewolucji przebiegającej w nieprzewidywalny sposób. Grosz sygnalizuje nierozerwalny związek natury z kulturą, akcentując potrzebę namysłu nad tym, w jaki sposób natura pobudza i produkuje kulturę, a więc jako to, co biologicznie umożliwia i kształtuje życie kulturowe i społeczne.
Naturokultura, a zarazem środowisko, w którym żyjemy, kształtowana jest zarówno przez osoby ludzkie, zwierzęce, jak i nieożywioną przyrodę. Zwierzęta budując schronienia tworzą własną architekturę, mają swoje rytuały, potrafią używać narzędzi. Wspomnieć można budowle termitów, sieć pajęczą, tamy budowane przez bobry czy wszelkiego rodzaju gniazda itp. Warto jednak podkreślić, że również zwierzęta nie korzystają już tylko z tego, co naturalne.
W pierwszej sali wystawowej na specjalnej metalowej konstrukcji znajduje się rząd ptasich gniazd. Wyraźnie widać, ze zbudowane zostały nie tylko z gałęzi, ale też z materiałów syntetycznych, fragmentów plastikowych toreb, cienkich pasków folii, które wplecione zostały w strukturę gniazd. Dla Wodzisławskiego są one przykładem architektury i sztuki zoogenicznej, podobnie jak zgromadzone w tym samym pomieszczeniu ptasie wypluwki będące zlepkiem niestrawionych pokarmów a które zarazem można uznać za stworzone przez ptaki artefakty.
Takim artefaktem jest też totem wyrzeźbiony przez bobra. Ścinane przez te zwierzęta drzewa służą oczywiście budowaniu tam, które stają się nowymi siedliskami dla zwierząt, ale też zwiększają obszar terenów podmokłych i wpływają pozytywnie na bioróżnorodność danego terenu. Można jednak spojrzeć na drzewa, które podlegają obróbce przez bobry, jako na rzeźby.
Od razu zaznaczyć trzeba, że w przypadku tych zwierzęcych artefaktów, Wodzisławski używa tego, co zostało już odrzucone, albo pojawia się w takim miejscu, że i tak zostanie zabrane i zutylizowane przez ludzi – jak w przypadku wspomnianego totemu.
Wodzisławski przygląda się z uwagą właśnie rzeczom odrzuconym, temu, co można znaleźć na wysypiskach śmieci oraz w jaki sposób odpady naszej cywilizacji pochłaniane są przez przyrodę, na przykład przez porosty w pracy zatytułowanej Postdesign.
W pierwszej sali znajduje się również praca zatytułowana Fiszbiny wykonana z ubrań znalezionych na wysypisku śmieci. Artysta układa je w swego rodzaju ołtarz, pokazując zarazem różne stopnie degradacji tych rzeczy (część z nich, głównie tych, których podstawą jest plastik, w ogóle nie ulegnie biodegradacji).
Te strzępki ubrań posłużyły też za materiał w stworzeniu Postfashion – kolekcji ubrań z trzeciego obiegu, stając się w ten sposób podstawą swoistej postapokaliptycznej mody. Jest ona prezentowana przez osoby pozujące na czterokanałowej projekcji wideo, prezentowanej już w następnej sali wystawowej. Pojawia się tu również akt pokazujący fragment ciała osoby w trakcie korekty płci. Bo również ciało nie jest już niczym naturalnym, ulega przeróbkom, coraz częściej przyłączane są do niego różnego rodzaju protezy.
W przypadku części prezentowanych prac pojawiają się ludzkie i nieludzkie szczątki, jak np. fałd skóry tragopana (ptaka z rodziny bażantów). W Obiekcie bionicznym – bucie Nike Shox platforma została stworzona – ponoć – z ludzkich kości.
Prezentowany jest też m.in. Dom z kości stworzony z asfaltu i szkieletów gołębi domowych. Zaś w trzeciej sali znalazła się instalacja Bariera/utopia, którą tworzy wypreparowany (i pochodzący z odzysku) paw albinos oraz powypadkowe poduszki powietrzne.
Zastanawiałam się nad sensem pokazywania tych szczątków – czy zyskują one należny im szacunek i czy faktycznie powinny być wystawiane jako elementy dzieł sztuki? Zaprzyjaźniona osoba powiedziała mi, że można to traktować inaczej: przeniesienie ich w obszar sztuki może być swego rodzaju sakralizacją, a więc zarazem pełni funkcję odprawiania pochówku. Bo w przeciwnym razie te szczątki zostałyby zutylizowane, albo co gorsza – trafiłyby po prostu na śmietnik.
Paw albinos jest tu wybitnym przykładem funkcjonowania naturokultury. Pawie służyły za ozdobę pałacowych parków i ogrodów, zaś za szczególną atrakcję uchodził zawsze paw albinos, będący mutantem indyjskiego pawia błękitnego. Jego atrakcyjność wiąże się przede wszystkim ze względami estetycznymi oraz tym, jak prezentuje się biały paw na tle intensywnej zieleni i kolorowych roślin. Jest on więc tyle wytworem natury, co kultury.
Drugą część tej instalacji tworzą powypadkowe poduszki powietrzne zawieszone w formie swego rodzaju całunu. Mogą kojarzyć się z cielesną tkanką, a dokładnie z wypreparowaną ludzką skórą. Poduszka powietrzna jest obiektem cywilizacyjnym, protezą mającą zapewniać bezpieczeństwo i chronić przed poważnymi uszkodzeniami ludzkiego ciała. W tym przypadku materia poduszek nosi – przynajmniej hipotetycznie – ślady kontaktu z ludzkim ciałem, a tym samym po raz kolejny zanika granica między tym, co naturalne a tym, co cywilizacyjne.
Całości wystawy dopełnia Biowitraż, w którym w workach do żywienia dojelitowego hodowane są algi haematoccus pluvalis. Z tych alg wytwarza się askaksantynę mającą bardzo silne właściwości przeciwutleniające, a więc likwidującą stres oksydacyjny. Występują one zarówno naturalnie, jak i produkowane są sztucznie przy pomocy związków chemicznych. Tym samym również żyjące i rozwijające się algi, które prezentowane są w Biowitrażu są wytworem, a może wręcz symbolem naturokultury prezentowanej na całej wystawie Umgebung Marka Wodzisławskiego.
W przypadku tych wszystkich prac mamy możliwość spojrzenia w głąb, zobaczenia procesów, tkanek, wnętrza i dlatego odczytuję tę wystawę w kontekście możliwości poznania naturokulturowych trzewi naszej rzeczywistości.
Jednym z głównych haseł pierwszego Biennale Sztuki na Malcie (11.03.-31.05.2024) jest Insulofilia, a więc miłość do wyspy. Zaproponowała je Sofia Baldi Pighi, dyrektorka artystyczna Biennale.
Widok na zatokę pomiędzy Birgu i Kalkarą, w których odbywa się część wystaw, w oddali: zamglona Valletta
Włoska kuratorka w swoim oświadczeniu akcentuje położenie Malty pomiędzy Europą a Afryką i zderzanie się wpływów Orientu i Zachodu. Podkreśla znaczenie historii archipelagu Malty liczącej sobie ponad 7 tysięcy lat; otaczającego wyspy morza oraz krajobrazu, z którym dziedzictwo kulturowe wchodzi w ścisłe relacje. Akcentuje ona wielokulturowość, wielorasowość i wielojęzyczność, wskazując tym samym na znaczenie kulturowej hybrydowości. Malta i jej archipelag, jak pisze Sofia Baldi Pighi, stają się idealnym obserwatorium do badania różnych aspektów kultury śródziemnomorskiej, myślenia o spluralizowanej podmiotowości oraz pamięci kolonizacji. Kuratorka podkreśla znaczenie sieciowania i relacyjności wydobywanych przez poszczególne wystawy oraz prace artystyczne.
Willa Portelli w Kalkarze
Prezentowana sztuka ma pobudzać do krytycznego myślenia budując platformę dla nowego, harmonijnego współistnienia. Cztery główne wystawy dotyczą następujących tematów: Morze jako ciało polityczne, Dekolonizacja Malty – polifonia to my, Kontr-siła piractwa oraz Matri-archiwum Morza Śródziemnego. Oprócz tego prezentowane są pawilony narodowe (maltański, włoski, serbski, ukraiński, austriacki, hiszpański, francusko-niemiecki, polski oraz chiński) oraz kilka wystaw tematycznych, wśród których znalazła się prezentacja Other Geographies, Other Stories pod egidą Omenaart Foundation. Wystawy pokazywane są w obiektach historycznych w Valletcie, Cottonerze, a więc maltańskim trójmieście, oraz na wyspie Gozo.
Fragment pracy Pillars Simona Benjamina – wystawa Can you Sea?: The Mediterranean as a Political Body
Trudno dociec, jakie były kryteria dotyczące udziału poszczególnych pawilonów narodowych w Biennale, jednak w kontekście ideowego skupienia się na Morzu Śródziemnym, zdecydowanie odczuwa się brak Grecji, Cypru czy Chorwacji.
Na stronie Maltabiennale.art brakuje informacji dotyczących idei, które przyświecały organizatorom tworzącym tę międzynarodową imprezę. Nie wiadomo, jaki był zamysł powołania Biennale, które odbywa się w tym samym roku, co Biennale w Wenecji. Wydaje się, że nie przysłuży się to liczbie osób odwiedzających pokazy sztuki na Malcie i Gozo. Podczas naszego pobytu na wystawach było pusto a momentami można było odnieść wrażenie, że jesteśmy pierwszymi gościniami na danej ekspozycji.
Zbrojownia w Birgu, gdzie odbywa się wystawa Can you Sea?: The Mediterranean as a Political Body
Promocja Biennale na Malcie wydaje się bardzo słaba. Ja sama dowiedziałam się o nim z bloga podróżniczego RudeiCzarne, a na moje pytanie o akredytację prasową wysłane do organizatorów nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Bilet na Biennale kosztuje 35 Euro. Nie jest to wygórowana cena, zważywszy, że umożliwia on zwiedzanie przez pięć dni historycznych miejsc, w których znajdują się wystawy, m.in. Muzeum Archeologicznego i Muzeum Sztuki, fortów czy Parku Archeologicznego Ġgantija na Gozo. Z drugiej strony bilet na weneckie biennale kosztuje 25 Euro i, jeśli chodzi o sztukę współczesną, z pewnością można zobaczyć na nim dużo więcej.
Informacje na stronie Biennale o poszczególnych wystawach są, delikatnie mówiąc, enigmatyczne, brakuje zdjęć i opisów prac. Równie słaba jest broszurka informacyjna towarzysząca Biennale. Wygląda jak typowy ogólnodostępny informator, który powinien znajdować się przy wszystkich wystawach i być darmowy. Tymczasem można go było zakupić jedynie w Muzeum Archeologicznym za 5 Euro (i znowu – to niedużo, ale…).
O słabej organizacji świadczył też brak przygotowania na czynniki atmosferyczne. Malta znana jest z występujących tu często silnych wiatrów. Wiało również podczas naszego pobytu. W związku z tym jedna z prac w przestrzeni zewnętrznej była już całkowicie zniszczona (dwa tygodnie po otwarciu!), drugiej nie można było znaleźć, poprzewracane były niemal wszystkie znajdujące się na zewnątrz stojaki z opisami a w niektórych miejscach – nawet kubiki wskazujące miejsca wystawowe.
zniszczona praca w St Elmo Grannaries w Valletcie
Jednak wbrew pozorom na maltańskim Biennale można zobaczyć wiele ciekawych realizacji artystycznych, kilka znakomitych wystaw z udziałem młodych osób artystycznych. Udało się też zrealizować założenie o łączeniu sztuki współczesnej z kulturowym i przyrodniczym dziedzictwem Malty.
Śpiąca kobieta z Hypogeum Ħal Saflieni, terakota ok. 4000-2500 lat p.n.e., Muzeum Archeologiczne
Dlatego też wizytę na Biennale warto zacząć od Muzeum Archeologicznego w Valletcie, w którym znajduje się między innymi terakotowa figurka śpiącej kobiety (bogini) z okresu neolitycznego z Hypogeum Ħal Saflieni na Malcie datowana na ok. 4000-2500 lat p.n.e. Zachwyca jej naturalna poza i misterne opracowanie sukni. Znajdują się tu również inne prehistoryczne figurki i ich fragmenty z terakoty, piaskowca oraz alabastru świadczące o szacunku dla kobiecej siły, płodności oraz natury. Ta prehistoryczna kultura była prawdopodobnie matriarchalna a megalityczne świątynie należą do najstarszych w Europie i są starsze od piramid egipskich. Jej upadek nastąpił około 2500-1500 r. p.n.e. a jego przyczyny pozostają nieznane. Odwołania do neolitycznych kobiecych figurek z charakterystycznymi stożkowymi nogami, szerokimi biodrami oraz wielkimi piersiami będą pojawiały się w wielu wystawach na Biennale.
Sofie Muller, The Clean Room
W Muzeum Archeologicznym prezentowana jest też wystawa The Clean Room belgijskiej artystki Sofie Muller, której prace były pokazywane w Polsce w Galerii Białej w 2016 roku (Rzeźby mentalne z udziałem Roberta Kuśmirowskiego). Muller tworzy między innymi alabastrowe rzeźby, wykorzystując kamienie ze skazami. Tutaj wykonała rzeźby niemowląt w naturalnych rozmiarach zamykając je w stworzonym przez nią swoistym laboratorium. Pomieszczenie przywołuje na myśl kontekst medyczny. Niemal każde z niemowląt jest uszkodzone, nosi skazy, niektóre nie mają głowy lub rąk. Wydają się niechciane i porzucone. Tym samym płodność, która była kultywowana w prehistorii zostaje zderzona z płodnością, która staje się przymusem w kontekście współczesnych biopolitycznych regulacji. W tym przypadku chodzi oczywiście o prawo antyaborcyjne na Malcie, które jest najbardziej restrykcyjne w Europie.
Sofie Muller, The Clean Room (fragment)
Wspomniane tematy towarzyszą nam na następnej wystawie, jaką jest Matri-archiwum Morza Śródziemnego, kuratorowanej przez samą Sofię Baldi Pighi. Jest to najciekawsza i najbardziej poruszająca prezentacja na Biennale. Została podzielona na dwie części: pierwsza jest prezentowana w Pałacu Wielkiego Mistrza, zaś druga – w Bibliotece Narodowej. Kobiece doświadczenia, wspólnotowość i rytuały zostały tu przeciwstawione: męskiej historii militarnej prezentowanej w Pałacu oraz męskiej wiedzy w Bibliotece.
Fragment wystawy Matri-archiwum Morza Śródziemnego
Zebrane tu prace tworzą swoiste herstoryczne archiwa. Jedną z pierwszych realizacji, jakie znajdziemy w Pałacu jest cykl The Goddes maltańskiej artystki mieszkającej we Włoszech, Niny Gerady. Tworzy go kilkadziesiąt terakotowych figurek bezpośrednio nawiązujących do figurek prehistorycznych znalezionych na Malcie.
Nina Gerada, The Goddes
Noszą ślady zranień, uszkodzeń, okaleczeń, amputacji, a także blizny po mastektomii. Ustawione w rzędzie w długiej sali pomiędzy wojskowymi zbrojami wydają się jeszcze bardziej bezbronne, jakby wszystkie były ofiarami męsko-wojennej historii. W dalszych częściach znajdziemy bardzo ciekawe prace używające wideo, tkaniny oraz gabloty komponowane na zasadzie artystycznego researchu. Jedną z nich jest praca Snake Chronicles – of Myth and Mysogyny Bettiny Hutscheck przywołująca różne mity i historie dotyczące relacji między kobietami i wężami a w efekcie ukazująca węża jako symbol kobiecej siły. Tu też pojawiają się odwołania do maltańskich prehistorycznych figurek a także przywołana jest walka maltańskich kobiet o prawo do aborcji.
Bettina Hutscheck, Snake Chronicles – of Myth and Mysogyny (fragment)
Temat ten podejmuje m.in. Anna Calleja ukazując rodzinne archiwum, opowiadając o swojej matce i wskazując na ubezwłasnowolnienie kobiet na Malcie (jeszcze do niedawna były uważane za własność mężczyzn: ojców i mężów). Ciekawa jest też praca polskiej artystki Wioletty Kulewskiej Akyel pt. Grotta wykonana z tkaniny, na której namalowane zostały symbole kobiecej seksualności i wspólnotowości. Jednak najbardziej fascynujące są dwie prace Adamy Delphine Fawundu: wideo A Meditation for the Dispersed oraz przysłaniająca je częściowo półprzezroczysta tkanina Wadj-Wer a Fertile Epic. Prace te mówią o sile rytuału, związkach z morzem, wskazując na potrzebę odkrywania zrepresjonowanych kobiecych narracji oraz troski o przyrodę.
Fragment wystawy Matri-archiwum Morza Śródziemnego (z pracami Wioletty Kulewskiej Akyel i Adamy Delphine Fawundu
W części znajdującej się w Bibliotece Narodowej znalazła się między innymi praca Sandry Zaffarese z Malty By a Lady odwołująca się do utopijnego dzieła Christiny de Pisan Skarb Miasta Kobiet i tworząca archiwum herstorii od neolitu na Malcie aż po kobiecą emancypację. Przyświeca jej również odwołanie do Virginii Woolf poprzez hasło, które zostało zawieszone pomiędzy starymi księgami: „Anonymous is a Woman”. Niestety w tym miejscu ujawniło się nieprzygotowanie Biennale na potrzeby publiczności, gdyż obowiązywał tu zakaz fotografowania.
Temat kobiecych herstorii i osobistych narracji kontynuuje wystawa Other Geographies, Other Stories zorganizowana przez Omenaart Foundation. Jej pomysłodawczynią jest Hanna Wróblewska a kuratorką – Natalia Bradburry. Ekspozycja znajduje się w Forcie St Elmo w Vallettcie a przy wejściu na dziedziniec ustawiona została, będąca częścią tej ekspozycji, monumentalna rzeźba Mamma Idy Karkoszki. Została wykonana na Malcie z charakterystycznego dla tego kraju piaskowca (z niego zbudowane są niemal wszystkie budynki w tym kraju).
Ida Karkoszka, Mamma
Mamma oznacza po łacinie piersi, ale też matkę, odnosi się również do słowa mammal, czyli ssaka. Karkoszka przywołuje poprzez tę rzeźbę zarówno prehistoryczne maltańskie figury, jak i wskazuje na to, co łączy ludzi z innymi ssakami. Wykonana przez rzeźbiarkę rzeźba może być zarówno powiększonym fragmentem piersi Wilczycy Kapitolińskiej, jak i zmultiplikowanymi stożkowymi nogami maltańskich prehistorycznych figurek, które w zaskakujący sposób przypominają właśnie piersi. Staje się uniwersalnym hołdem złożonym ludzkim i nieludzkim karmicielkom, wyrazem międzygatunkowego siostrzeństwa, ale też symbolem troski, której tak bardzo dzisiaj potrzebujemy, ale zarazem wciąż jej nie doceniamy. W filmie, który prezentowany jest w Pawilonie Karkoszka opowiada o swoich inspiracjach oraz o tworzeniu tej pracy. Warto podkreślić znakomitą aranżację i scenografię wystawy wykonaną przez Borisa Kudličkę. Prezentowane tu prace, w tym He and SheBarbary Falender wyłaniają się jakby z mroku, co podkreśla ich osobisty, intymny charakter. Na szczególną uwagę zasługuje wizualno-literacka opowieść Lii Dostlievy Book of Long Objectsumieszczona w charakterystycznych gablotach. W każdej z nich w górnej części znajduje się przedstawienie jakiegoś z pozoru nic nieznaczącego przedmiotu, m.in.: długiej sukienki, butelki z karaluchami, kwiatu bawełny, pończoch cerowanych przy pomocy włosów, papierowego biletu tramwajowego z Poznania.
Lia Dostlieva, Book of Long Objects (fragment)
Poprzez te rzeczy artystka opowiada o historii swojej rodziny, m.in. prababki, babci i matki, która przeplata się z historią II wojny światowej, Wielkiego Głodu w Ukrainie, zależności Ukrainy od Związku Sowieckiego, odzyskania niepodległości czy w końcu aneksji Krymu oraz aktualnej wojny. Dostlieva pokazuje, jak wielka historia odciska się na codzienności kobiet oraz, w jaki sposób, aby przeżyć, wytwarzają one własne strategie oporu.
Lia Dostlieva, Book of Long Objects (fragment)
Podobny temat podejmuje Alevtina Kakchidze w wystawie From South to North prezentowanej w Pawilonie Ukraińskim (kuratorki: Kateryna Semenyuk i Oksana Dovgopolova). W pleksiglasowych wiszących gablotach artystka opowiada historię swojej rodziny, mówi o związkach z morzem, poszukując łączników pomiędzy Jałtą a Maltą, a także przedstawia relacje między polityką a roślinami (Plants and Humans), czego dobitnym przykładem jest barszcz Sosnowskiego nazywany Zemstą Stalina.
Alevtina Kakchidze, From South to North (fragment)
Pawilon Ukraiński znajduje się w Villi Portelli w Kalkarze (będącej częścią maltańskiego trójmiasta). Znalazły się tu również dwie świetne wystawy: No one is an Island Avelino Saliego w Pawilonie Hiszpańskim oraz Informal Inclusion Eugenio Tibaldiego w Pawilonie Włoskim.
Eugenio Tibaldi, Informal Inclusion (fragment)
Instalacja Tibaldiego odnosi się do tematu osób z doświadczeniem imigranckim i ich nielegalnej pracy, często uwłaczającej ich godności. Symbolem migracji stają się tu ptaki: w pierwszej części ekspozycji słyszymy ich śpiew, a w drugiej – możemy zobaczyć rysunki i opisy charakterystyczne dla przyrodniczych atlasów. Mało kto wie o okrutnej maltańskiej tradycji, jaką jest Kaċċa, czyli polowanie na ptaki. Jej korzenie sięgają XVIII wieku, kiedy na Malcie panował głód, dzisiaj niestety poluje się na ptaki wyłącznie dla przyjemności. Zwyczaj ten opisuje Piotr Ibrahim Kalwas w książce Gozo. Radosna siostra Malty(wyd. Wielka Litera 2020).
I choć jest to opowieść o beztroskim życiu na Gozo, rozdział dotyczący polowań na ptaki należy to najsmutniejszych fragmentów w tej opowieści. „Jak szacuje BirdLife Malta, co roku na Malcie zabija się pół miliona migrujących do i z Afryki ptaków. Jaskółki, drozdy, zięby, przepiórki, szczygły, pardwy, turkawki, dudki, żurawie, wilgi, szpaki, orły, jastrzębie i dziesiątki innych gatunków” – pisze Kalwas (38%). Metody polowania są okrutne a ptaki umierają często w powolnych męczarniach. W pracy Tibaldiego zostały zestawione opowieści o osobach i ptakach z pochodzących z tych samych krajów i raczej artysta nie odnosi się do okrutnego zwyczaju polowań na ptaki na Malcie. Trudno mi jednak oglądając tę pracę, oderwać się od opowieści Kalwasa, jak na jego rękach umierał znaleziony na Gozo, bezbronny ptak.
Jeśli chodzi o prace Avelino Saliego, jedna z nich również odnosi się do ptaków, zestawiając ukazane na ptasich piórach fragmenty Okropności wojny Goyi z fragmentami współczesnych fotografii odnoszące się do wojen, migracji i terroryzmu. Druga instalacja mówi o buntach społecznych ukazując ogromną instalację z kamieni używanych w różnego rodzaju protestach na całym świecie. Instalacje Saliego są niezwykle estetyczne a zarazem poruszające.
Avelino Sali (fragment wystawy w Pawilonie Hiszpańskim)
W Willi Portelli znalazł się również Pawilon Polski w wystawą Polonia, całkowicie odstający od pozostałych pokazów, będący spadkiem po poprzedniej ekipie rządzących w Polsce i ich gustach estetycznych. Pozostaje jedynie uczucie zażenowania.
Pawilon Polski, fragment wystawy Polonia
Z Willi udajemy się do Birgu, po drodze towarzyszy nam widok na zatokę i Vallettę spowitą w chmurze piasku znad Sahary. W Zbrojowni w Birgu prezentowana jest wystawa Can you Sea?: The Mediterranean as a Political Body z interesującymi pracami, mi.in. Simona Benjamina z Jamajki, Teresy Bosuttil z Australii, Anny Raimondo z Włoch, Edsona Luli z Albanii. Prace odnoszą się do morza, migracji, a także zanieczyszczenia środowiska. Część z nich staje się swoistym lamentem – tak dzieje się w dźwiękowej instalacji Anny Raimondo. Wystawa o Morzu Śródziemnym jako ciele politycznym odbywa się też w innych lokalizacjach, między innymi w dokach w sąsiednim mieście Cospicua. Tu prezentowane jest wspaniałe wideo No more front tears francuskiej artystki Laury Prouvost, odnoszące się do hydrofeminizmu, potrzeby samoakceptacji i bycia we wspólnocie.
Teresa Bossutil, Fregatina
Z pozostałych wystaw warto wymienić świetny Pawilon Francusko-Niemiecki w Porcie St Elmo, w którym prezentowana jest wystawa Poetics of an Archive, na której znalazły się współgrające ze sobą prace Simona Riccardiego-Zaniego (wideo) oraz Mariany Hahn (instalacje) w poetycki sposób opowiadające o tradycyjnych sposobach pozyskiwania soli na Malcie. Inna znakomita prezentacja w kościele Tal-Pilar w Valletcie jest częścią wystawy Dekolonizacja Malty. Polifonia to my. Znalazły się tam między innymi prace Guadaluppe Maravilli (rodzaj pogańskiego ołtarza odnoszącego się do choroby artysty), Andrei Ferraco (czekoladowe sztukaterie) oraz Dew Kim (queerowe wideo oraz instalacja).
Guadaluppe Maravilla, Disease Thrower – Purring Monster with a Mirror on its BackAndrea Ferrero, Who shall give us flesh to eat?
W ramach Biennale warto udać się na Gozo i zobaczyć megalityczną świątynię Ġgantija z instalacją Jarmaya Michaela Gabriela, będącą częścią wystawy o dekolonizacji Malty (choć nie jest to najlepsza praca na tej wystawie). Z kolei forcie w Victorii na Gozo prezentowana jest wystawa o kontr-sile piractwa. Wśród ciekawych realizacji znalazła się tu przejmująca praca Mela China pokazująca ogromną rakietę oraz pięciomiesięcznego Muhammada – ofiarę izraelskich bombardowań w Strefie Gazy.
Mel Chin, Hassan
Warto pojechać też do Willi Luginsland of Art w Rabacie będącej własnością Omenaart.foundation. Tu, na wystawie Space&Time, która towarzyszy Biennale, można zobaczyć prace m.in. Idy Karkoszki, Nicolasa Grospierre’a, Maurycego Gomulickiego, Norberta Attarda, Antoine’a Farrugii i Xaverego Wolskiego.
Fragment wystawy Space &Time w Willi Luginsland of Art
Prezentacja w tych bajkowych wnętrzach willi jest niestety trochę przeładowana, ale fascynują prace odnoszące się do kulturowego i przyrodniczego dziedzictwa Malty. Jedną z najciekawszych jest projekcja Matthew Attarda Digital Landscapesprzedstawiająca gaj oliwny na Malcie. Warto dodać przy okazji, że Attard jest też reprezentantem Malty na 60. Biennale w Wenecji.
Matthew Attard, Digital Landscapes (zdjęcie projekcji)
Podsumowując – na Maltańskim Biennale znalazło się wiele interesujących realizacji artystycznych odnoszących się między innymi do herstorii, wspólnotowości, morza oraz problematyki migracji. Wartościowe jest prezentowanie wystaw w miejscach historycznych, przez co wchodzą one z nimi w interesujące relacje. Historia, w tym ta najstarsza, łączy się ze współczesnością i aktualnymi problemami, które dotyczą naszego świata. Część osób artystycznych z uwagą przygląda się również krajobrazowi Malty a wiele prac mówi o naszych relacjach z przyrodą, zarówno ożywioną, jak i nieożywioną. Warto więc podkreślić feministyczne i posthumanistyczne wątki obecne w najciekawszych realizacjach a zarazem łączące się z matriarchalnym neolitycznym dziedzictwem Malty.
Neolityczne figurki w Muzeum przy świątyni Ġgantija na Gozo
Malta jako mały kraj jest bardzo łatwa do podróżowania. Bilet na komunikację miejską kosztuje 25 Euro na siedem dni a szybki prom z Valletty na Gozo i z powrotem przy zakupie online – 9,50 Euro. Jeśli chce się zwiedzić wszystkie wystawy Biennale trzeba na to poświęcić 5 dni (przez tyle zresztą obowiązuje bilet w cenie 35 Euro). Malta Biennale daje możliwość odwiedzenia miejsc, które przy turystycznych wyprawach są najczęściej pomijane (jak świątynia Ġgantija), zobaczenia innych prehistorycznych cudów oraz zachęty do poznania historii tej niezwykłej wyspy.
Megalityczna świątynia Ġgantija na Gozo (fragment)
W Hamburger Banhof w Berlinie do 14.01.2024 ma miejsce niezwykła prezentacja instalacji site-specific Evy Fàbregas zatytułowana „Pożerający się kochankowie”.
Artystka, urodzona w 1988 roku w Barcelonie i mieszkająca w Hiszpanii, zajmuje się tworzeniem rysunków, rzeźb i instalacji eksploatujących temat cielesności. Odnosi się też do przekraczania granic między tym, co ludzkie i nieludzkie; biologiczne i mechaniczne.
W stworzonej specjalnie do przestrzeni Hamburger Banhof instalacji Fàbregas zaprezentowała olbrzymie formy przypominające wewnętrzne organy ludzkiego ciała, nowotworowe narośla, albo też rośliny czy koralowce żyjące własnym życiem. Zostały one stworzone z plastikowych piłek i naciągniętych na nie tkanin w cielistych kolorach. Sposób ich rozmieszczenia sprawia wrażenie, jakby anektowały całą przestrzeń i wciąż się rozrastały. To wrażenie spotęgowane jest delikatnym ruchem, w który od czasu do czasu wprowadzane są poszczególne części instalacji. Wydają się pulsować, drżeć, oddychać.
Niebagatelna jest tu relacja między architekturą a zaprezentowanymi pracami. Jakby niezwykła przestrzeń dawnego dworca zamieniła się w powłokę czy schronienie dla rozrastających się w niej form. One jawią się z kolei niczym żerujące na niej pasożyty.
Co ciekawe, instalacja ta wydaje się być zarazem i agresywna, i niesamowicie delikatna – podatna na zranienie, jak samo ciało. Zresztą tę ambiwalencję oddaje już sam tytuł wystawy sugerujący z jednej strony – pożeranie, pochłanianie, anihilację, a z drugiej – rozkosz i przyjemność.
Praca Fàbregas mówi o afirmacji cielesności, jednak organiczne formy wydają się przede wszystkim postludzkie, przekraczając granicę w stronę tego, co roślinne oraz mechaniczne. Stawia więc tym samym pytanie o rozkosz w postludzkim świecie, ale też o nasze powiązania nie tylko z wszystkim, co żyje, ale też z tym, co mechaniczne i sztuczne.
12 sierpnia zmarła Natalia Lach-Lachowicz, którą można uznać za legendę polskiej sztuki feministycznej. Mówiąc o legendzie, myślę nie tylko o łamaniu przez artystkę tabu i burzeniu konwenansów, ale o tym, że sztuka Natalii pozostaje ciągłym źródłem inspiracji dla młodszych artystów i artystek, a nawet dla twórców fikcji literackiej (np. pół-fikcyjna historia o cenzurze jej pracy przez Muzeum Narodowe w Warszawie pojawia się w Kwestii ceny Zygmunta Miłoszewskiego).
Natalia LL, Autoportret, 1970
Senat Akademii Sztuk Pięknych im. Eugeniusza Gepperta we Wrocławiu przyznał w tym roku Natalii Lach-Lachowicz tytułu doktory honoris causa. Miałam zaszczyt pisać recenzję, ale niestety artystka nie odbierze już honorowego tytułu. Pozwalam sobie na zamieszczenie tutaj wyimków z recenzji dla upamiętnienia tej niezwykłej twórczyni.
Dla mnie zawsze najważniejsze były powiązania Natalii LL ze sztuką feministyczną. Ale jej związek z feminizmem nie był łatwą miłością. Artystkę można bowiem uznać przede wszystkim za agitatorkę seksualnego wyzwolenia kobiet, propagatorkę przyjemności, twórczynię afirmującą cielesność i seksualność.
Daleko jej było natomiast do radykalnie krytycznej postawy drugiej fali feminizmu. Dlatego też w jej wypowiedziach z przełomu lat 80. i 90. pojawiła się niezgoda na, jak to nazwała, ksenofobię feminizmu. Bo Natalia LL była osobą i twórczynią, która kochała życie we wszystkich jego aspektach. Z pewnością ostatnią rzeczą, której by sobie życzyła, byłoby uznanie jej za osobę, która nienawidziła czy zwalczała mężczyzn, a z tym stereotypowo kojarzono w tamtym czasie feministki. Zwłaszcza w Polsce, gdzie obecny był skarykaturyzowany obraz feminizmu (a w niektórych kręgach taki obraz niestety wciąż jest obecny).
W tekście z początku lat 90. XX wieku napisałam, że Natalia LL wraz z Marią Pinińską-Bereś oraz Ewą Partum były prekursorkami nurtu feministycznego w sztuce polskiej. Artystki podważyły dotychczasowy związek między męskim obserwatorem a oglądaną przez niego kobietą, stawiając na aktywność kobiecych protagonistek oraz demaskując reguły fallogocentrycznego spojrzenia. Z dzisiejszej perspektywy określiłabym Natalię LL jako prekursorkę sztuki postfeministycznej oraz współczesnych tricksterek, skandalistek, artystek-chuliganek, stawiających na drwinę z konwenansów i społecznych przyzwyczajeń dotyczących tego, co kobietom wypada, a czego nie. Nie przypadkiem stała się bohaterką pracy Karola Radziszewskiego America is not ready for this (2011-2014). Artysta powiedział mi, że powodem jego zainteresowania Natalią było właśnie afirmatywne podejście do seksualności.
Karol Radziszewski i Natalia LL
Jej podejście do „strefy intymnej” było rewolucyjne. Grzeczne kobiety nie powinny bowiem mówić o seksie, seksualnych relacjach, nie powinny otwarcie podrywać i uwodzić oraz afirmować własną rozkosz. Ale Natalia jako artystka do grzecznych kobiet nie należała. Warto wspomnieć jej prace z pierwszej połowy lat 70., jak np. serię Strefa intymna (1969-1972) oraz Natalia Ist Sex (1974). Użyte zostały tu fotografie ukazujące zbliżenia genitaliów czy fragmentów ciał kochanków w trakcie aktu seksualnego.
Praca Natalia ist Sex na wystawie TEATR ZYCIA w Centrum Sztuki Współczesnej w Toruniu Fot. Tytus Szabelski
Nawiasem mówiąc, gdy prezentowałam tę pracę na wystawie Mikroutopie codzienności w Centrum Sztuki Współczesnej w Toruniu w 2013 roku, musiałam zamknąć ją w specjalnym pomieszczeniu: „Tylko dla widzów dorosłych”. Prace Natalii LL wciąż wzbudzają kontrowersje i spotykają się z represjami, żeby wspomnieć tylko usunięcie Sztuki konsumpcyjnej z wystawy w Muzeum Narodowym w Warszawie w 2019 roku, co z kolei wywołało odzew artystów i artystek wyrażających niezgodę na ten akt cenzury oraz solidarność z twórczynią (żeby wspomnieć tylko plakat Szymona Szymankiewicza). We wspomnianym kryminale Miłoszewskiego Kwestia ceny pojawia się fragment wyjaśniający oburzenie władzy: „Chodzi o sposób, w jaki artystka je banana. Lubieżny. Pornograficzny. Wyuzdany, prowokacyjnie feministyczny”.
Natalia LL, Sztuka konsumpcyjna, 1974
Najbardziej znanym cyklem prac Natalii wciąż pozostaje Sztuka konsumpcyjna i można ją uznać za kanoniczną dla polskiej sztuki feministycznej lat 70. Ukazana tu modelka konsumuje – w zależności od wersji pracy – parówki, banany, paluszki, mandarynki, arbuza, kisiel, lub po prostu cieknie jej ślinka na myśl o „słodkich przyjemnościach”. Wszystko to zaś podsuwa seksualne skojarzenia. W kraju niedoboru dóbr konsumpcyjnych i stabuizowania sfery seksualnej, była to praca prowokacyjna! Prawo do rozkoszy posiada tutaj ukazana kobieta, ona nią zarządza i ją kontroluje – i w dodatku robi to jawnie i ostentacyjnie. Mimo, że kusi widza (widzkę?), nie poddaje się jego (jej) fantazjom. To ona przejmuje kontrolę nad pożądaniem oraz spojrzeniem osoby patrzącej.
Natalia LL, Sztuka konsumpcyjna, 1972
Natalia LL ukazała w swoich pracach kobietę, która czerpie radość i kontroluje przyjemność. Dlatego należy odczytywać te prace przede wszystkim jako afirmatywne, wpisujące się w późniejszą maksymę kojarzącą się już z postfeminizmem: „Jeżeli nie mogę tańczyć, to to nie jest moja rewolucja” (Naomi Wolf, Klin klinem).
Sztuka Natalii LL wyrażała bunt przeciwko konwenansom, afirmowała cielesność i seksualność, ale nie uciekała też od wątków związanych z upływem czasu i ulotnością naszej egzystencji.
Natalia LL, Erotyzm trwogi, 2006
Zwłaszcza w tak trudnych czasach, w jakich przyszło nam żyć, potrzebne są zawarte w tej twórczości radość oraz mądrość związana z samoakceptacją. Wolność samostanowienia i odejście od roli kobiety-ofiary czy kobiety-obiektu nabiera dzisiaj – w odniesieniu do zbrodni Rosjan na Ukraińskich kobietach – nowej wymowy. Bo seksualne relacje powinny wyglądać tak, jak przedstawiła to Natalia w swoich pracach. A więc być obszarem wolności i czerpania radości, a nie poniżenia i bólu.
Bo sztuka Natalii LL jest przede wszystkim wezwaniem do wolności!
W tym wpisie chcę ponownie odnieść się do prac zgłoszonych na Aukcję na rzecz osób z Ukrainy, która odbędzie się 14 maja br. w Uniwersytecie Artystycznym im Magdaleny Abakanowicz w Poznaniu. Katalog aukcyjny jest dostępny na Artinfo.
Tym razem przedstawię prace, które nie odnoszą się do wojny, ale do tytułowej siły kobiet. Układają się w interesującą opowieść o kobiecej wspólnocie, solidarności i potrzebie współdziałania, a także o codzienności, która pozostaje niewidzialna, ale przechowuje pamięć dawnych wydarzeń i osób. Można mówić tu też o krzątactwie stanowiącym podstawę naszej egzystencji, o czym pisała Jolanta Brach-Czaina „Szczelinach istnienia”.
Te prace mogą zresztą także zostać odczytane w kontekście wojny oraz akcji pomocowych i zadedykowane kobietom wolontariuszkom. Jeśli chodzi o pomoc świadczoną dla Uchodźców i Uchodźczyń, tak się składa, że spektakularne akcje pomocowe podejmowane są najczęściej przez mężczyzn. Są oczywiście potrzebne, przyciągają uwagę w mediach społecznościowych, powodują, że ludzie chętnie wpłacają pieniądze przeznaczone na dobre cele.
Jednak wiele osób pomaga, nie chwaląc się tym, nie publikując żadnych zdjęć, wykonując żmudną, ciężką i systematyczną pracę. Mam na myśli chociażby wolontariuszki pracujące w centrach dla osób z doświadczeniem uchodźczym, pomagające w przygotowywaniu posiłków, w porządkowaniu rzeczy w magazynach; osoby dające schronienie; organizujące zajęcia dla dzieci czy udzielające pomocy psychologicznej. I choć nie są to działania spektakularne wymagają czasu i poświęcenia, są ogromnie ważne, gdyż ich celem jest zapewnienie lepszych warunków egzystencji dla osób uciekających przed wojną.
I z pewnością wszystkie te działania wymagają siły, a o niej mówi część dzieł, które będą licytowane na naszej Aukcji.
Izabella Gustowska, Przypadek Josephine H… Izabella, Kate, Naomi, 2014, technika autorska, 34 x 61 cm
Zacznę od pracy Izabelli Gustowskiej „Przypadek Josephine H… Izabella, Kate, Naomi” z 2014 roku. Praca odnosi się do multimedialnego dzieła “Przypadek Josephine H.” związanego z poszukiwaniem przez Artystkę w Nowym Jorku Josephine – niezależnej współczesnej kobiety. Pierwowzorem dla jej bohaterki była Josephine Hopper – artystka i żona malarza Edwarda Hoppera. Towarzyszyła Gustowskiej potrzeba zrozumienia dziwnej miłości, która kazała Josephine wyjść za mąż w wieku 41 lat, porzucić swoją karierę, przestać realizować się artystycznie, a przede wszystkim wejść w związek, w którym zatraciła siebie, porzuciła dawne przyjemności, podporządkowała się swemu mężowi, który zwykle milczał, ale bywał też wobec niej okrutny. Gustowska poprzez swą pracę wyprowadziła Josephine z cienia, przywróciła jej widzialność oraz sprawstwo. W pięknej pracy, którą artystka przekazała na aukcję, ukazane zostały trzy portrety kobiet, ujawnione ich lęki i obawy, a jednocześnie podkreślona została więź, która je łączy.
Katarzyna Swinarska, Amy #2, 2016, olej na płótnie, 100 x 60 cm
Inną artystką, która wskazuje na niewidzialność kobiet jest Katarzyna Swinarska. Interesują ją wizerunki silnych i często tragicznych kobiecych postaci. Jedną z nich jest Amy Winehouse uwieczniona na obrazie ofiarowanym na Aukcję. Obraz z 2016 roku powstał do wystawy „Silent Heads” w Grodnie. Ekspozycja poświęcona była „artystkom słowa”, czyli poetkom, pisarkom, pieśniarkom, których obecność w historii jest ważna dla Katarzyny Swinarskiej, gdyż pozwala na wyrażanie emocji, również tych związanych ze smutkiem.
Monika Mamzeta (współautor: Marcin Górski), To mi się przejadło, plakat, 2001/2002, druk offsetowy, 70 x 100 cm
Wśród ofiarowanych prac znajduje się plakat Moniki Mamzety z 2001/2002 „To mi się przejadło” odnoszący się do pozbawienia w Polsce kobiet prawa wyboru. Po wyroku Trybunału Konstytucyjnego w 2021 roku jego wymowa stała się jeszcze bardziej aktualna.
Iwona Demko, Krew. Szłam sobie i nagle mnie zalało II, 2021, aksamit, koraliki, kamienie akrylowe, 31 x 20 x 7 cm
Praca Iwony Demko „Krew. Szłam sobie i nagle mnie zalało” odnosi się do stabuizowanej krwi miesiączkowej, którą odnieść można przecież do płodności i potencji rodzenia. Jest hołdem złożonym kobiecej krwi. Jest też jedną z wielu prac, które odchodzą od tradycyjnych technik artystycznych, na rzecz kobiecego rękodzieła. Inną tego rodzaju pracą jest wykonany z biżuterii „Bezoar” Agaty Zbylut.
Agata Zbylut, Bezoar, 2015/22, obiekt wykonany z biżuterii
Artystka wyjaśnia, co oznacza to słowo:
„W medycynie bezoary to ciała obce, które powstają w żołądku z pokarmów, których nie jesteśmy w stanie strawić. Mogą je tworzyć podgryzane nerwowo włosy, połykane metalowe lub plastikowe elementy czy niestrawione tabletki. Śluz zlepia je w twarde formy, które przyjmują kształt wnętrza żołądka. Z czasem mogą stać się tak duże, że wypełniają go w całości. Niekiedy dodatkowo wypuszczają „warkocz” schodzący do jelita cienkiego”.
Zbylut pierwsze bezoary przygotowała w roku 2014 i pokazywała na wystawach indywidualnych w Gdańskiej Galerii Miejskiej i w Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku. Jednak tamte rzeźby zaginęły. Chcąc je odtworzyć, poprosiła w mediach społecznościowych o przesłanie jej nieużywanej biżuterii. Odzew był olbrzymi. Zaczęła otrzymywać biżuterię od kobiet z całej Polski. Zgromadziłam kilogramy błyskotek, łańcuszków, koralików, cyrkonii. Podkreśla, ze działo się to w czasie, gdy wszyscy gromadziliśmy się wokół innych zbiórek – tych dedykowanych Ukrainie.
Napisała: „Czułam dyskomfort ciesząc się błyskotkami w czasie, gdy wokół mnie najważniejszą potrzebą były ciepłe posiłki, artykuły higieniczne czy bezpieczne miejsce do spania”. Dlatego też zdecydowała się tę właśnie pracę wykonać specjalnie na aukcję dedykowaną osobom uchodźczym
Dlatego podkreśla: „Będę wdzięczna, jeśli ten bezoar znajdzie nowy dom. Potraktujcie go proszę tak, jak były traktowane bezoary w średniowieczu – jako drogocenny dar i niezwykle skuteczna wszechstronna odtrutka, na którą pozwolić sobie mogli tylko wybrańcy. Niech komuś z Was przyniesie szczęście i pomoc tym, którzy dziś jej najbardziej potrzebują”.
Przy współudziale innych osób – uchodźczyń z Ukrainy powstała wspomniana w poprzednim wpisie praca Aleki Polis „Oksytocyna nr 66 dla Ukrainy”. W tym przypadku ważny był wspólny akt tworzenia, który znalazł swoje odzwierciedlenie na podobraziu, gdzie podpisały się wszystkie tworzące pracę kobiety, zaznaczając również miejsca swego pochodzenia. Ważna była też intencja przywrócenia pokoju w Ukrainie, z która malowane było to mandaliczne płótno.
Monika Drożyńska, Bolesław Prus z serii Spodziewane zniknięcie pomników, 2018, technika mieszana, pocztówka, tkanina, 22,5 x 6,5 cm
Do rękodzieła odwołuje się też w swej sztuce Monika Drożyńska. Na aukcję przeznaczyła pracę „Bolesław Prus” z serii „Spodziewane zniknięcie pomników”. Inną artystką, która odnosi się do codzienności, a swą sztukę hoduje i pielęgnuje niczym rośliny jest Anna Maria Brandys. Na Aukcję przeznaczyła rzeźbę zatytułowaną „Warstwy warstewki”.
Anna Maria Brandys, Warstwy warstewki, 2022, technika własna, papier czerpany, 25, 5 x 34 x 11,5
W sferze codzienności zanurzona jest też praca Joanny Imielskiej pt. Otwarta Księga należąca do cyklu Archeologia z mojej szuflady, o którym artystka pisze:
„Dawne przedmioty, drobiazgi ważne i nieważne zamieszkują zakamarki domu, szaf, półek, szuflad, leżą cicho, ukryte dla moich oczu, nieobecne w mojej pamięci, oczekują na ten właściwy czas, aby się ujawnić. Zamieszkałam pośród tych „osieroconych rzeczy” i nawiązałam z nimi „współpracę”. Czy naruszam prywatność dawnych właścicieli, gdy korzystam z ich mebli, jem z ich talerzy, zaparzam herbatę w porcelanowych dzbankach, gdy czytam pozostawione przez nich listy, dokumenty, książki, dotykam pamiątek, oglądam albumy ze zdjęciami, na których przedstawione postaci często ujawnione są w otoczce intymności? Pragnę wydobyć z chaosu rzeczy odnalezionych te najważniejsze dla mnie, poznać ich historię, ale również nadać im nowe znaczenia, nowy sens, obdarzyć „nieskończonym potencjałem zmiany” (M. Sznajderman), poprzez najnowsze prace chcę stworzyć moje własne opowiadanie o bliskich mi ludziach i miejscach „do trwań jej niegdysiejszych mieszkańców dolepiam moje trwanie, na ich śladach odciskam swój ślad – tworzę teraźniejszość dla tych, którzy nadejdą po mnie”.
Joanna Imielska, Otwarta księga 2, z cyklu Zapiski Jana K., 2019, papier, cienkopis, 52 x 72 cm
O codziennym krzątactwie, niemożności uwolnienia się od rutyny i codziennych obowiązków mówi też praca Elżbiety Jabłońskiej „300 postaci”. Jest ona swoistym “rarytasem” na Aukcji, gdyż pochodzi z najwcześniejszego okresu twórczości artystki.
Elżbieta Jabłońska, 300 postaci, 1996, rysunek tuszem, 100 x 70 cm
O historii i pamięci zapisanej w codzienności i zwyczajnych przedmiotach mówi też praca Katarzyny Podgórskiej-Glonti „Materialność pamięci”.
Katarzyna Podgórska-Glonti, Materialność pamięci, 2020, druk na dibondzie, 21 x 29,7 cm
Warto wspomnieć tu jeszcze pracę Doroty Podlaskiej, która w czasie pandemii zaczęła tworzyć akwarele.
Dorota Podlaska, Po omacku, 2022, akwarela na papierze, 49×69 cm
To właśnie jedną z nich zatytułowaną „Po omacku” artystka przeznaczyła na aukcję. Z kolei akwarela zatytułowana „Erytrocyty” podarowana została przez Katarzynę Jankowiak-Gumną ukazuje czerwone krwinki odpowiedzialne za przenoszenie tlenu w organizmie, które przypominają na obrazie kwiaty i układają się w piękny wzór.
Katarzyna Jankowiak-Gumna, Erytrocyty, 2021, akwarela na papierze, 39 x 29 cm
Te wszystkie prace odczytać można w kontekście energii i potencji drzemiącej w codzienności, zwyczajnej krzątaninie, wspólnotowych działaniach oraz w cielesności i fizjologii. Bo mimo, że są one niezauważalne i wydawałoby się niepozorne, składają się na to, co można określić siłą kobiet.
Chciałabym, żeby ta opowieść nigdy nie powstała, żeby nie trzeba było organizować akcji pomocowych, zbiórek pieniężnych, żeby nie powstały prace artystyczne mówiące o bólu i cierpieniu czy wyrażające sprzeciw wobec wojny.
Jednak agresja militarna Rosji na Ukrainę, z której nową brutalną odsłoną mamy do czynienia od 24 lutego 2022 roku, wymusiła na nas nowe działania, ale też inne spojrzenie na sztukę.
Uczelnia, z którą jestem związana – Uniwersytet Artystyczny im. Magdaleny Abakanowicz w Poznaniu – otoczyła opieką studentki studiów artystycznych z Lwowa. Przebywają one w naszym Domu Plenerowym w Skokach i uczestniczą w zajęciach prowadzonych przez naszych wykładowców i wykładowczynie.
Prowadzimy też warsztaty dla dzieci w Galerii Szewska 16 i w tym samym czasie – naukę języka polskiego dla ich mam. Zainteresowanie jest ogromne, na początku kwietnia jednego dnia pojawiło się łącznie aż 70 osób.
Ponadto zgłosiły się do nas artystki i nieliczni artyści, którzy w wyniku agresji Rosji na Ukrainę, przyjechali do Poznania i chcą dalej działać w obszarze sztuki. Założyliśmy wspólnie grupę samopomocową, organizujemy kiermasze ukraińskiego rękodzieła. Myślimy też o otwarciu centrum sztuki ukraińskiej.
Oprócz tego, ze zależy nam na zapewnieniu godnych warunków bytowych dla studentek z Lwowa, do wszystkich naszych działań potrzebujemy materiałów plastycznych. Chcemy też, aby wolontariuszki z Ukrainy, które współpracują przy warsztatach dla dzieci otrzymywały za to choć skromne wynagrodzenie.
Potrzeby finansowe są więc ogromne i dlatego postanowiłam zorganizować Aukcję sztuki na rzecz osób z Ukrainy, która odbędzie się 14 maja o godz. 18 w Atrium na naszej Uczelni. Tydzień temu w MSN-ie widziałam świetną wystawę przed Aukcją „Artystki i Artyści na rzecz Uchodźczyń i Uchodźców”. Zebrano tam świetne dzieła, a dochód z ich sprzedaży zostanie przeznaczony na działania Fundacji Ocalenie.
W przypadku naszej poznańskiej aukcji, również można byłoby zorganizować wystawę, jednak, jak wszystkie działania pomocowe, aukcja została zorganizowana w błyskawicznym tempie. Mimo to wsparli ją wspaniali Artyści i Artystki, zaś partnerem aukcji został portal Artinfo.pl.
Na wystawę brakuje już czasu i miejsca, dlatego postanowiłam zaprezentować część prac tutaj na blogu, zwłaszcza te które można by wystawić pod wspólnym tytułem „Opowiemy Wam o wojnie”.
Jeszcze jeden wtręt wydaje się ważny. Przez wiele lat pracowałam w interdyscyplinarnym projekcie „Reprezentacje Zagłady w kulturze polskiej (1939 – 2019) prowadzonym przez prof. Sławomira Buryłę. Jego efektem jest dwutomowy zbiór obszernych tekstów, wśród których znajduje się moje studium poświęcone sztukom wizualnym. Przyznaję, że po tym czasie, chciałam już porzucić temat trudnej historii i wojennych traum. Rzeczywistość jednak zdecydowała inaczej.
Zbigniew Libera, Eroica – Studium, 1997, fotografia kolorowa, ap. 1/2, 30,5 x 40 cm
Dlatego przedziwną koincydencją jest, że jedną z pierwszych prac, które zostały zgłoszone na Aukcję jest fotografia-studium „Eroiki” Zbigniewa Libery z 1997 roku. W swoich badaniach uznałam ją za ściśle powiązaną z “LEGO. Obozem koncentracyjnym”, gdyż również odwołuje się do ikonografii Zagłady (m.in. do zdjęć ukazujących kobiety w Auschwitz zapędzane do komory gazowej). Artysta w „Eroice” wypreparował coś, co wiązało się nie tylko z samym mechanizmem Zagłady, ale również z upokorzeniem ze względu na płeć, a więc ze specyfiką doświadczeń ofiar – kobiet. Dzisiaj w kontekście zbrodni wojennych Rosjan, między innymi gwałtów w Buczy, praca nabiera nowego przerażającego kontekstu.
Beata Sosnowska, Bucza, 2022, akryl na płótnie 50 x 50 cm
Dlatego zestawiłabym ją z obrazem „Bucza” Beaty Sosnowskiej, która w lapidarny i niezwykle wymowny sposób odnosi się do zbrodni Rosjan w Ukrainie.
Jeszcze inną pracą, która została zgłoszona na samym początku jest obraz Jakuba Najbarta „Putinowi” z 2014, który powstał jako reakcja na zbrojną aneksję Donbasu przez Rosjan. Praca została podarowana przez Katarzynę Jankowiak Gumną z Kolekcji ABC Gallery, oczywiście za zgodą artysty.
Jakub Najbart, Putinowi, 2014, olej na płótnie, 80 x 100 cm
Na aukcję zgłosili swoje dzieła również artyści pochodzący z Ukrainy, jak Vitalii Shupliak, którego rysunek z 2020 roku wydaje się być wskazaniem na życie i tworzenie sztuki (konstruktywistyczny równoległy czarny krzyż) w cieniu wojny. Sam Vitalii napisał pod moją opieką kilka lat temu ważną i interesującą pracę magisterską na temat działań artystycznych podejmowanych w kontekście aneksji Donbasu.
Vitalii Shupliak, Rysunek, 2020, technika mieszana, 42 x 28 cm
Jeszcze bardziej poruszają aktualne prace ukraińskich twórców wskazujące na grozę aktualnej sytuacji, jak „Ofiara Wojny” Dimy Krasnego. Artysta pochodzący z Makarowa w obwodzie kijowskim po wybuchu wojny znalazł się w Poznaniu, a obecnie przebywa na rezydencji artystycznej w Gdańsku. Tworzy obecnie obrazy i malowaną ceramikę, które w oszczędnej, surowej formie wskazują na wojenną przemoc.
Dima Krasnyi, Ofiara wojny, 2022, płótno, farba olejna, 40 x 60 cm
Na okrucieństwa dokonywane przez Rosjan w Ukrainie chcą też zwrócić uwagę młodzi twórcy z Mikołajewa: Jane i Ramzes Fartukowy. Oni również uciekli przed wojną do Poznania, zostawiając w Ukrainie swoich rodziców oraz ukochanego kota. Żenia ze łzami w oczach pokazywała mi zdjęcia swojego pupila. Ich obraz zatytułowany „Lustro” w sposób metaforyczny i abstrakcyjny przywołuje grozę wojny i poczucie zagrożenia. W tym przypadku dochód ze sprzedaży obrazu ma być bezpośrednio przeznaczony dla tej dwójki młodych twórców.
Roman i Jane Fartukovy, Lustro, 2022, olej, 50 x 60 cm
O swoim lęku o bliskich oraz tęsknocie za poczuciem bezpieczeństwa opowiada obraz artystki pochodzącej z obwodu sumskiego Nadii Bilokur „Wzmianka o schronieniu”.
Nadiya Bilokur, Wzmianka o schronieniu, 2022, akryl na płótnie, 40 x 50 cm
Tęsknota za dawnymi bezpiecznymi czasami jest też obecna w grafice z cyklu „Hołobutów” poznańskiego artysty Stefana Ficenra. Cofa się on do czasu przed II wojną światową i miejsca pochodzenia części jego rodziny. Hołobutów leży na terenie dzisiejszej zachodniej Ukrainy, a grafiki powstały na podstawie negatywów z rodzinnego archiwum z lat 1930-1939. Artysta integruje w materię tych zdjęć, uwspółcześnia je, dając im w ten sposób nowe życie. Jego spojrzenie jest pełne nostalgii i smutku, bo wie, co wydarzyło się krótko po zrobieniu tych zdjęć, a więc, że ten „sielski świat zapisany na kliszy runął i zniknął na zawsze”, jak napisała Joanna Ficner. Znowu współczesny kontekst nadaje tej pracy aktualności, bo wiemy przecież od naszych gości i gościn przyjeżdżających z Ukrainy, że często żyli oni w szczęściu i dobrobycie i nikt nie był świadomy tego, jak łatwo i szybko agresorzy mogą zniszczyć nasz bezpieczny świat.
Stefan Ficner, Hołobutów VIII, 2015, litografia barwna, cynkografia, 70 x 100 cm
Wszyscy artyści i artystki, którzy ofiarowali swoje prace na aukcję okazali tym gestem swoją solidarność z obywatelami i obywatelkami Ukrainy. Niektórzy wyrażają to też poprzez otwarty sprzeciw wobec polityki Putina zawarty w ich pracach.
Jerzy Kosałka, Flaga, 2022, obiekt, 125 x 75 cm, 1/3
Jerzy Kosałka stworzył ukraińską „Flagę”, na tle której umieszczony został dwugłowy rosyjski orzeł, który został rozstrzelany i pokonany. Niebiesko-żółte kolory pojawiają się w „Obrazie dwustronnym” Piotra C. Kowalskiego.
Piotr C. Kowalski, Obraz podwójny, 2020, 2022, akryl i dwie tubki po akrylach na płótnie, 65 x 45,5 cm
Max Skorwider i Szymon Szymankiewicz przedstawili w swoich plakatach własną interpretację słynnego hasła „Idi na chuj”.
Max Skorwider, Idi na chuj, druk pigmentowy, 29,5 x 42 cm, 1/3Szymon Szymankiewicz, Idi na chuj, 2022, druk UV, 70 x 50 cm
Całą serię prac antyputinowskich podarował na aukcję Janusz Marciniak. Jedna z nich jest szczególnie przejmująca, gdyż artysta otwarcie mówi nie tylko o swoim przerażeniu i złości, ale i o poczuciu bezsilności wobec tych potwornych zbrodni.
Janusz Marciniak, Słowa/Words, druk cyfrowy, 2022, 29,7 x 42 cm
Solidarność z Ukrainą wyrażają również prace studentek i studenta profesora Marciniaka: Moniki Bartosiak, Moniki Szczygieł i Hjörleifura Halldórssona.
Monika Bartosiak, Matrioshka, 2022, druk cyfrowy, 42 x 29,7 cmMonika Szczygieł, Antysestemowa czułość, akryl, 70 x 70 cm
Pracą nie tylko dedykowaną Ukraińcom i Ukrainkom, ale też stworzona przy współudziale osób z doświadczeniem uchodźczym jest „Oksytocyna nr 66” Aleki Polis. Według zamysłu artystki, prace z tej serii, odnoszące się do formy mandali, w której kwadrat zastępuje koło, mają przywracać harmonię, spokój i wytwarzać dobrą energię. Ta malowana była z intencją przywrócenia pokoju w Ukrainie. Bardzo ważne w tym przypadku jest podobrazie, na którym zebrane są podpisy współautorek pracy i miejsca, z których pochodzą.
Aleka Polis wraz z twórczyniami z Ukrainy, Oksytocyna nr 66 dla Ukrainy. Wersja mandaliczna, 2022, 137 x 137 cm
Te ostatnie prace mówią bezpośrednio o nadziei, solidarności oraz potrzebie czułości. Pokazują zarazem, jak ważną rolę odgrywa sztuka w czasach marnych. Bo chodzi nie tylko o upamiętnianie i pozostawienie świadectwa, ale i o możliwość pocieszenia, a także poczucie ocalenia człowieczeństwa. Taka zresztą była konkluzja moich badań twórczości powstającej w cieniu Zagłady. Pisałam też, że sztuka była formą upamiętniania oraz daru i jakże aktualne jest to w kontekście prac artystycznych przeznaczonych na Aukcję na rzecz Osób z Ukrainy. Oczywiście przedstawione prace to tylko wycinek wszystkich dzieł przeznaczonych na Aukcję, cały katalog znajduje się na stronie artinfo.pl.
Pozostali Artyści i Artystki: Katarzyna Swinarska, Maciej Kozłowski, Iwona Demko, Joanna Imielska, Agata Zbylut, Izabella Gustowska, Rafał Boettner- Łubowski, Monika Drożyńska, Eugeniusz Skorwider, Anna Maria Brandys, Katarzyna Jankowiak-Gumna, Mojnika Shaded, Katarzyna Podgórska-Glonti, Natalia Karczewska, Marek Haładuda, Piotr Bosacki, Monika Mamzeta i Rafał Górski, Dorota Podlaska, Jakub Malinowski, Piotr Wołyński, Natalia Wegner, Marc Tobias Winterhagen, Paweł Flieger, Tomasz Kalitko, Magdalena Parnasow-Kujawa, Magdalena Starska, Jesús Herranz Martin, Adam Nowaczyk.
Na najnowsze prace Marty Antoniak, prezentowane od 16.11. w poznańskiej Galerii ABC, składają się ceramiczne figurki pochodzące z czasów PRL-u ustawione na 12-metrowej półce oraz obrazy, których materia została stworzona z drobnych przedmiotów pochodzących głównie z jajek niespodzianek, zaś całość pokryta jest błyszczącym lakierem lub zatopiona w kilku warstwach żywicy. Obrazy – reliefy, poprzez specyficzny połysk, jeśli nie wręcz iskrzenie, sprawiają wrażenie, jakby również były ceramiczne. W jednym, i drugim przypadku mamy do czynienia z użyciem tego, co zastane i gotowe: ceramicznych figurek piesków, misi, kotków, zajączków oraz elementów zabawek: figurek z niemieckich jajek niespodzianek zbieranych na przełomie lat 80. i 90. XX wieku oraz koralików, klocków i innych drobnych elementów. Oprócz figurek należących do artystki, znalazły się w tych zbiorach również okazy kupowane przez nią na pchlich targach, czy portalach takich jak Allegro. Wszystkie więc miały swoich właścicieli i stanowią część ich biografii.
Poprzez polakierowanie figurek i obrazów, a także specyficzny sposób wyeksponowania kojarzą się one z jakimiś znaleziskami archeologicznymi, z czymś pochodzącym z dawnych czasów i zakonserwowanym, aby ocalić ten unikatowy materiał przed zniszczeniem wynikającym z upływu czasu. Ustawione na półce figurki układają się w ciągi typologiczne, możemy więc obserwować wariacje na przykład na temat machającego kotka czy figurki misia. Ten sposób ekspozycji dodatkowo wzmacnia skojarzenie z ekspozycją w muzeum archeologicznym, gdzie często grupuje się eksponaty według ich typologii. Na tych figurkach został niezbyt dokładnie rozprowadzony lakier, co z jednej strony wydaje się je konserwować, ale z drugiej – nadaje im wrażenie śliskości i czegoś niepokojącego. Stają się one reliktem z poprzedniej epoki, z czasu dzieciństwa, który, choć miał miejsce niedawno, wydaje się już bardzo odległy i archaiczny.
Artystka nadała wystawie tytuł Xerion. Tą nazwą grecki alchemik Zosimos z Panapolis określił kamień filozoficzny, a więc legendarną substancję, która miała umożliwić zamianę metali nieszlachetnych w szlachetne, przede wszystkim w złoto. U Antoniak to, co banalne, zwyczajne, stare zabawki i figurki zostają zamienione w prace artystyczne, nabierając przy tym nowego „szlachetnego” wymiaru. Kiczowate i banalne przedmioty pochodzące z kultury masowej zostają w ten sposób podniesione do rangi sztuki. Ich celowe postarzenie oraz specyficzne wyeksponowanie sprawiają, że zamieniają się w drogocenne znaleziska z przeszłości. Odnoszą się też do procesu pamięci, zwłaszcza tych osób, które pod koniec okresu PRL-u zbierały podobne figurki i zabawki. Przywołują w ten sposób pamięć dzieciństwa przeżytego w okresie niedoboru dóbr konsumpcyjnych oraz specyficznych przedmiotów służących estetyzacji własnego otoczenia. Sama będąc dzieckiem zbierałam właśnie takie ceramiczne figurki, jak te, które zostały wyeksponowane w Galerii ABC. Ustawiałam je na półce PRL-owskiej meblościanki, starając się jak najlepiej je wyeksponować. Brązowy kotek z intensywnie zielonymi oczami był moim ulubieńcem. W wyniku dorastania, zmian wystroju swojego pokoju, a w końcu przeprowadzek te PRL-owskie cacuszka znalazły się na śmietniku, część z nich prawdopodobnie stłukła się już wcześniej. U Marty Antoniak imponująca jest liczba zebranych figurek. Jakby mijający czas był dla nich bardzo łaskawy, choć po bliższym przyjrzeniu się widać, że część z nich również uległa uszkodzeniom; noszą też ślady użytkowania przez ich poprzednich właścicieli. W ten sposób ujawniona zostaje ich biografia, a więc to, co za Arjunem Appudaraiem możemy określić społecznym życiem przedmiotów.
Czasy, z których pochodzą ceramiczne figurki – to lata 70. i 80. XX wieku. To okres rozbudzania potrzeb konsumpcyjnych Polaków („Złota era Gierka”), a następnie braków podstawowych produktów i pustych sklepowych półek w latach 80. Symbolem luksusu były towary otrzymywane w paczkach od krewnych czy znajomych z za granicy, w tym – jajka niespodzianki, kryjące w sobie kolorowe, za każdym razem inne fikuśne figurki. Generalnie, można wskazać za Iwoną Kurz, że „dwudziestowieczna historia Polski jest jednak raczej historią ‘niedosytu’ społecznego. Popyt, budowany na własnych potrzebach, ale podsycany obrazami z ‘lepszych’ stron świata, zwykle wyprzedzał podaż” (Iwona Kurz, „Konsumpcja: ‘coca cola to jest to!’”, [w:]: Obyczaje polskie. Wiek XX w krótkich hasłach, pod red. Małgorzata Szpakowska, Warszawa, WAB 2008, s. 146). Sytuacja zmieniła się diametralnie w latach 90., kiedy Polacy mogli zacząć korzystać z uroków konsumpcji: „Nic dziwnego zatem, że kiedy wreszcie […] mogli zacząć kupować – najpierw w wyniku liberalizacji gospodarki Mieczysława Rakowskiego, potem w wyniku reform Leszka Balcerowicza – chcieli kupować wszystko, w każdej chwili (sklepy całonocne i pracujące cały tydzień), wszędzie (sklep na każdym roku) i za wszystko” (ibidem,, s. 156). Można mówić wręcz o zachłyśnięciu się konsumpcją i popadnięciu w kulturę nadmiaru.
Podejrzewam, że wiele osób z mojego pokolenia mających dzieci, robiło wszystko, aby tym dzieciom niczego nie brakowało, zaś kupowanie ubrań i zabawek było też rekompensatą za nasze ubogie dzieciństwo. Kiedy kupowałam synom jajka niespodzianki, kupowałam je tym samym również sobie, aby doświadczyć błogiej radości związanej z odkrywaniem kryjącej się w nim figurki… W czasie ich dzieciństwa, to ich półki zapełniały się co ciekawszym okazami, było ich jednak tak wiele, że część trafiała do szuflad, a potem do specjalnie kupowanych dla nich pojemników, inne były po prostu wyrzucane. Bo to już nie było dziesięć ceramicznych figurek, jak w moim dziecięcym pokoju. To były dziesiątki, jeśli nie setki plastikowych… śmieci. Tak oto przeskoczyliśmy z rzeczywistości niedoboru do świata nadmiaru.
Wskazując na specyfikę wcześniejszych obrazów Marty Antoniak, których materia powstała z figurek z jajek niespodzianek, Marta Smolińska pisała o tych ostatnich: „Każda z nich nosi pamięć wielokrotnego dotyku: najpierw rąk, które wydobyły ją z opakowania i złożyły w całość, a potem wszystkich tych, którzy się nią bawili. Antoniak, kumulując w swoich obrazach to, co wyrzucają lub wyprzedają inni, określa samą siebie jako tę, która z plastikowych odpadów i niepotrzebnych nikomu zabawek kreuje nowy plastikowy świat. Każda z zabawek nosi pamięć dotyku artystki i emanuje haptyczną atmosferą, generowaną przez wielobarwność poszczególnych figurek” (Haptyczność poszerzona. Zmysł dotyku w sztuce polskiej przełomu drugiej połowy XX i początki XXI wieku, s. 121, 122).
Na najnowszych obrazach możemy odnaleźć między innymi figurki Egipcjan, muszelki, ośmiornice, kwiatki, cyferki – wszystko to zostało połączone i zalane błyszczącą masą. Antoniak prezentuje również obrazy, w których figurki wydają się zamieniać w popiół, jakby nastąpił jakiś kataklizm, który dokonał zniszczenia świata tych niemal psychodelicznych cudowności. Porównanie z archeologią wydaje się tu uzasadnione i mające odniesienie do historii. Wybuch wulkanu Wezuwiusz, który zniszczył Herkulanum i Pompeje w 79 roku naszej ery spowodował zarazem, że do naszych czasów przetrwały zabytki z tych miejsc. Zalewająca miasta lawa, a następnie przykrywający je popiół dokonały zakonserwowania znajdujących się tam dzieł sztuki. Do naszych czasów nie miałyby szans dotrwać malowidła pompejańskie ze względu na to, że używane wówczas składniki farb powodowały, że obrazy szybko traciły kolory, a namalowane sceny – po prostu znikały. Podobnie rzeźby – prawdopodobnie w wyniku kolejnych przebudów – uległyby zniszczeniu. To największy paradoks historii, że właśnie katastrofa doprowadziła do ocalenia pompejańskich zabytków odkrytych przez archeologów czasów nowożytnych. Dzieła pompejańskie stały się w ten sposób nośnikami pamięci, pozwalającymi odtworzyć życie i kulturę mieszkańców Pompei i Herkulanum. Nie wszystkie okazały się wygodne dla ich odkrywców, niemały kłopot sprawiły badaczom tzw. pompejańskie sprośności. Dla pornograficznych dzieł stworzono nawet specjalne Tajemne Muzeum.
Wspomniałam już, że moje ceramiczne figurki zwierzątek skończyły swój żywot na śmietniku, podobnie stało się z zabawkami z jajek niespodzianek, które zbierane były przez moich synów. Może gdzieś na dnie jakiejś szafy leży jeszcze pudełko z resztką ocalałych figurek? W przypadku prac Marty Antoniak, działania artystyczne budzą z powrotem do życia stare i porzucone figurki i zabawki, w pewien sposób odtwarzając świat dzieciństwa ich użytkowników.
Co kieruje artystką, aby utrwalić te banalne pozostałości dziecięcych czasów?
Artystka wskazuje przede wszystkim na fascynację, pociągają ją wytwory kultury masowej i ujawniająca się w nich ekspresja. Figurki z jajek niespodzianek cechują się niesamowitą dziwacznością pomysłów, między innymi poprzez łączenie różnych kulturowych tropów. Tym samym, jak mówi, można ich świat potraktować jako swoiste odzwierciedlenie części podświadomości zbiorowej, może nawet trochę jak narkotyczną wizję.
Dla mnie ta fascynacja Marty Antoniak ma w sobie coś, co można jej prace połączyć z fan-artem. Samo to zjawisko nie jest łatwe do zdefiniowania, opiera się przede wszystkim na odniesieniach do kultowych postaci i wytworów pojawiających się w kulturze popularnej. Chodzi przede wszystkim o twórczość fanów pewnych kulturowych i niezwykle popularnych zjawisk.
Marta twierdzi, że nie określiłaby siebie fanką, ale bardziej badaczką tej kultury, mam jednak wrażenie, że można mówić tu o pewnym podobieństwie.
Magnus Schodroski opisując zjawisko fan-artu, zaczyna od wyjaśnienia znaczenia słowa fan (“The World of Fan-Art: Fan Art as Contemporary Art Form”). Słownik PWN daje nam proste i jasne wyjaśnienie: „zapalony sympatyk kogoś lub czegoś”. Używa się też określenia fandom, oznaczającego grupę fanów. Najczęściej możemy spotkać fandomy odnoszące się do fantastyki, mangi, anime, RPG, ale są też fandomy piosenkarzy, aktorów, seriali telewizyjnych i kreskówek. To właśnie w tych grupach powstają produkcje fanowskie, jak na przykład rozmaite grafiki odnoszące się do kultowych postaci, przeróbki gier, poboczne opowieści związane z jakąś produkcją (np. twórczość fanów Harry’ego Pottera). Oczywiście tego rodzaju wytwory, które tworzone są głównie przez twórców nieprofesjonalnych nie znajdują uznania w tzw. świecie sztuki, mogą jednak inspirować artystów do podejmowania własnych działań, mających pewne cechy fanowskich produkcji czy też tworzenia własnych artystycznych analiz tego zjawiska. Najważniejszym odniesieniem będzie tu przywołanie ikonicznych popularnych postaci, figur czy produkcji. I w tym właśnie obszarze umieściłabym twórczość Marty Antoniak, zaś obszarem fascynacji i analizy – są u niej wytwory kultury popularnej: dziecięce zabawki i figurki.
W przypadku twórczości fanowskiej – znajduje ona swoich zwolenników wśród innych fanów danej produkcji kulturowej. Staje się obszarem wzmacniającym wspólnotę oraz fanowską tożsamość budowaną poprzez wspólne zainteresowania i fascynacje. Twórczość Marty Antoniak również dotyka obszaru wspólnoty wyobraźni. Jej prace przywołują pamięć dzieciństwa, a przede wszystkim dziecięcych kolekcji. Warto jednak pamiętać, że te wspólnoty wspomnień różnią się od siebie. Ceramiczne okazy mogą przywołać w osobach takich jak ja sentyment, powodowany wyjątkowością i swego rodzaju drogocennością tych figurek, czy wspomnienia specyficznego dotyku ich gładkiej powierzchni, tworzenia z nich swoistych „wystawek” czy oczekiwania na zdobycie następnego okazu. W przypadku osób, które zbierały figurki z jajek niespodzianek mogą to być również wspomnienia oczekiwania, fascynacji ich dziwnością, tworzenia określonych tematycznych podzbiorów (np. Egipcjanie), ale też nadmiaru i przesytu. Tym samym prace Antoniak pokazują, jak bardzo nasze wspomnienia łączą się ze społecznym kontekstem czasów, w których dorastaliśmy, zaś same przedmioty służące artystce za materiał jej działań mają swoje określone historyczne biografie. Tym samym stają się one swoistymi nośnikami pamięci.
(dokumentacja wystawy: dzięki uprzejmości Artystki)
Tym razem nie napiszę o strasznej sztuce, ani o pandemii.
Bo okazja jest uroczysta, a jest nią obchodzony 23 czerwca 2021 jubileusz 70. urodzin Piotra C. Kowalskiego.
Spieszę więc ze spóźnionymi, ale najlepszymi życzeniami, oczywiście 100,5!!!
Piotr C. Kowalski, profesor na Uniwersytecie Artystycznym im. Magdaleny Abakanowicz w Poznaniu, to autor obrazów m.in. smacznych i niesmacznych, przejezdnych i przechodnich, granicznych i zagranicznych, grzecznych i grzesznych, skończonych i nieskończonych, pocztowych i urodzinowych, gorących i mroźnych (te ostatnie współtworzy wraz z Joanną Janiak). Jego maksymą są słowa Maxa Ernsta: „Malować można wszystkim, także farbami”.
Warsztaty na Pol’And’Rock 2019
Może uznać Artystę za archeologa codzienności, co zaprezentował na wystawie MOJA ARCHEOLOGIA w 2019 roku w Instytucie Archeologii UAM w Poznaniu. O tej wystawie pisałam:
Piotr C. Kowalski zbiera między innymi porzucone i zepsute zapalniczki, własne zużyte aparaty fotograficzne począwszy od rosyjskiego Zenita, który kupił jeszcze na studiach; stare kalendarze, zardzewiałe i powyginane gwoździe z zawalonej stodoły w Nienawiszczu; bilety kolejowe, tramwajowe i autobusowe; puste tubki po farbach, zeschnięte stare pędzle, zużyte ołówki, kredki i flamastry, maszynki do golenia i znalezione na wsi końskie podkowy. Zbiera cegły z różnych stron świata, dawne i obecne napisy na murach, a także oryginalne, autentyczne tablice z różnymi cytatami, np. „Bądź czujny, wróg czyha” czy np. „Polska kultura własnością całego narodu”. Zbiera też stare skorupy, piasek z różnych stron świata; a także wszystko, co dotyczy nazwiska Kowalski, w tym swoje własne pieczątki.
Zdjęcie z wystawy Moja archeologia
Zbiera też wszystko, co dotyczy bobrów, fascynuje go ich pęd do stawiania tam, układania drewna, a tym samym do zmieniania krajobrazu. Bobrom poświęcił BARDZO BOBRĄ WYSTAWĘ nie bardzo dobrych bobrów i nie tylko w Galerii Bielskiej BWA w Bielsku Białej w 2020 roku.
Piotr C. Kowalski, Bardzo Bobra Wystawa, fot. Galeria Bielska BWA
Inną charakterystyczną cechą jego twórczości jest współpraca z innymi. W powstawaniu obrazów przejezdnych i przechodnich pomagają mu znajomi oraz obcy, rozkładając z nim płótna, przechodząc i przejeżdżając po nich. Niektórzy zaś wywożą te płótna w odległe krańce świata. Piotr zachęca ludzi do kreatywnych działań opartych na relacjach, wchodzenia w interakcje, tworzenia wspólnych sytuacji. Pokazuje, jak myśleć i działać niekonwencjonalnie i niezwyczajnie.
1. Poland&RockFest FOTY ala ABBEY ROAD , fot. Kadr.org.pl
Piotr C. Kowalski to wulkan energii, która udziela się uczestnikom i uczestniczkom jego działań. Uwidoczniło się to szczególnie w czasie naszych wspólnych akcji na Akademii Sztuk Przepięknych Pol’And’Rock w 2018 i 2019 roku. Zresztą to właśnie Piotr był inicjatorem naszej przygody z tym niezwykłym Festiwalem. Już wcześniej, w Jarocinie wykonywał Obrazy przejściowe ala ABBEY ROAD i marzyło mu się, aby zrobić to także na Najpiękniejszym Festiwalu Świata.
1. Poland&RockFest FOTY ala ABBEY ROAD , fot. Kadr.org.pl
W efekcie powstały Obrazy przejściowe, Wódstokowe, czyli 1. Poland&RockFest FOTY ala ABBEY ROAD. Były to działania na rozłożonych na trawie i na piachu płótnach, po których przechodzili ludzie, niczym Beatlesi na okładce płyty Abbey Rock, przybierając różne pozy i inicjując zabawne sytuacje.
1. Poland&RockFest FOTY ala ABBEY ROAD , fot. Kadr.org.pl
W akcje bardzo chętnie włączali się festiwalowicze traktując „przejścia dla pieszych” jako okazję do wspólnej zabawy i integracji. Zdjęcia ukazują tę niesamowitą energię Piotra, uczestniczących w akcji osób oraz samego Jurka Owsiaka i całego Festiwalu.
1. Poland&RockFest FOTY ala ABBEY ROAD , fot. Kadr.org.pl 1. Poland&RockFest FOTY ala ABBEY ROAD , fot. Piotr C. Kowalski
W Kostrzynie artysta prowadził też warsztaty polegające na tworzeniu Obrazów Smacznych, malowanych naturalnymi barwnikami, np. burakami i jagodami.
Warsztaty w Kostrzynie nad Odrą, 2018, fot. Kadr.org.plWarsztaty na Pol’And’Rock 2019
Na jubileuszowym 25. Festiwalu Pol’And’Rock w 2019 roku Piotr zorganizował akcję 25×25. Uczestnicy i uczestniczki Festiwalu wykonali 25 niepowtarzalnych obrazów z logo 25. festiwalu Pol’and’Rock. Powstałe prace posłużyły też do wykonywania wspólnych układów i zdjęć, a w styczniu 2020 zostały sprzedane na aukcjach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
25×25, fot. Kadr.org.pl25×25, fot. Kadr.org.pl
Także podczas tej edycji Festiwalu powstawały Obrazy Smaczne, a przy okazji Piotr C. Kowalski wykonał panoramiczny happening owocowy.
Panoramiczny happening owocowy
Ponadto obdarowywał innych swoimi niezwykłymi tęczowymi okularami w kropki, akcentując potrzebę kolorowego spojrzenia na świat.
fot. Kadr.org.pl
Sztuka tworzona przez Piotra C. Kowalskiego realizuje się w międzyludzkich relacjach. Jest spotkaniem, darem dla innych, radością, pamiątką, utrwalaniem obecności.
Życzę Tobie Dostojny Jubilacie, drogi Piotrze, abyś pozostał w dobrym zdrowiu, wiódł szczęśliwe życie, odnosił nieustanne sukcesy i abyś pozostał pełen energii, by Twoja sztuka wciąż mogła sprawiać radość innym!
Wszyscy egzystujemy pomiędzy światem domowej krzątaniny i sferą publicznej aktywności. Każdy z nas ma swoje preferencje – są wśród nas samotnicy, którzy wolą spokojne bytowanie w zaciszu domowym i osoby towarzyskie, które nie wyobrażają sobie życia bez spotkań z innymi. Tym ostatnim szczególnie w obecnej sytuacji doskwiera ich brak. Teraz, gdy kontakty społeczne i towarzyskie zostały ograniczone, domowa krzątanina wybija się na plan pierwszy. Okazuje się, że nie jest ‚nic-nie-robieniem’. Składa się z wielu drobnych, często niezauważalnych czynności.
Krzątanina, jak pisała Jolanta Brach-Czaina, jest jednak podstawą naszej egzystencji. Nieustanne porządkowanie, rytmy dnia wyznaczane przez godziny posiłków, jego dynamika wynikająca z naszej biologii, krzątanina podczas przygotowywania jedzenia i sprzątania po nim, zdarzenia zwykłe, choć dramatyczne – jak pogoń za autobusem czy walka z żywiołem brudu – to wszystko, według Brach-Czainy, jest krzątactwem i świadczy o naszym zakorzenieniu w codzienności. Jesteśmy skazani na krzątactwo, a to „osadza codzienność w metafizycznym porządku rzeczy, w którym istnienie konfrontowane jest z nicością” (Jolanta Brach-Czaina, Szczeliny istnienia, Wydawnictwo eFKa, Kraków 1999, s. 78).
„Podstawę naszego istnienia stanowi codzienność. A że fakt istnienia przeżywamy jako niezwykle ważny, więc ogarnia nas zdumienie, ilekroć uświadamiamy sobie, że upływa ono na drobiazgach. Codzienność stanowiąca tło egzystencjalne zdarzeń niezwykłych, których oczekujemy – często nadaremnie – może więc decydować o wszystkim. Ma wymiar drobny. Częstotliwość dużą. Jest niezauważalna” (s. 55). Bo przecież bez codzienności nie ma niczego, bez niej nie zrozumielibyśmy znaczenia rzeczy niezwykłych, niecodziennych, wielkich – pisała filozofka.
16 marca zmarła profesorka filozofii Jolanta Brach-Czaina. Jej teorie miały ogromny wpływ nie tylko na polską myśl feministyczną, ale też na sztukę współczesną i jej odczytywanie.
Najbardziej znane książki Jolanty Brach-Czainy to Szczeliny istnienia (1992) oraz Błony umysłu (2003). W tej pierwszej pojawiły się takie kategorie, jak: mięsność oraz krzątactwo. To one właśnie najbardziej przyciągnęły uwagę artystów i artystek oraz krytyków i krytyczek. Grzegorz Klaman mówiąc o w swoich pracach odnosił się do pojęcia mięsności. Artystka Anna Płotnicka w odniesieniu do tego drugiego pojęcia zorganizowała dwie edycje wystawy Krzątanina w 2004 roku (w BWA w Zielonej Górze oraz w BWA Awangarda we Wrocławiu). W 2006 roku zorganizowała z kolei wystawę Zamieszkiwanie – Sich Einrichten w Motorenhalle w Dreźnie oraz rok później – we Wrocławiu. Sama tworząc wystawę Mikroutopie codzienności (CSW Toruń, 2013) z centralną częścią poświęconą temu, co domowe i prywatne też inspirowałam się myślą filozofki. Myśląc o sztuce artystek nie sposób nie zauważyć tego, jak bardzo wprowadziły do sztuki codzienność, skupiając się na trywialnych czynnościach takich jak obieranie ziemniaków, czy krzątanie się w kuchni. Często ich sztuka właśnie z tego codziennego krzątactwa wyrastała.
Minął rok od wykrycia pierwszego przypadku koronawirusa w naszym kraju oraz ogłoszenia przez WHO pandemii. Od roku żyjemy w tym dziwnym czasie, jakim jest epidemia. Idzie jednak wiosna i choć coraz częściej mówi się, że mamy do czynienia już z trzecią falą, mimo wszystko warto spojrzeć w przyszłość z optymizmem. Coraz więcej osób będzie zaszczepionych, coraz większa liczba ludzi ma już przeciwciała. Nawet, jeśli epidemia nie skończy się szybko, wiemy coraz więcej na temat nowego wirusa, a także tego, jak się przed nim chronić. Wiemy też, że musimy żyć na tyle normalnie, na ile jest to możliwe, żeby nie zwariować.
Brakuje nam kontaktów towarzyskich, przypadkowych spotkań, rozmów przy piwie, wyjazdów, koncertów, uśmiechu innych ludzi i możliwości ich przytulenia. O tym mówią osoby zaproszone przez Izę Chamczyk do jej projektu pod tytułem Brak. Paradoksalnie widzę w tym filmie nadzieję na przepracowanie sytuacji. Zaczęłam swój pierwszy wpis na tym blogu od performance’u Izy, który oddawał ogromną nerwowość początku epidemii, bombardowanie nas przez sprzeczne komunikaty, niewiadomą, przed którą zostaliśmy postawieni. Dzisiaj chyba towarzyszy nam większy spokój i nadzieja na lepszy czas.
Mi osobiście brakuje najbardziej możliwości bezpośredniego spotkania ze studentami i studentkami, wykładów i zajęć w realu, bezpośredniej wymiany myśli.
Bardzo liczę na to, że w następnym roku akademickim będziemy mogli się już spotykać i prowadzić zajęcia na miejscu. Znajoma ma nadzieję, że pomogą w tym szczepienia.
Nie wyobrażam sobie takiego życia dalej. Dla mnie ta szczepionka to nadzieja – mówi.
I tego musimy się trzymać. I oby wreszcie pojawiło się światełko w tunelu, jeśli chodzi o polską politykę, bo ta wydaje się momentami bardziej szkodliwa niż zaraza.
Celnym podsumowaniem tego roku są słowa Ingi Iwasiów, która napisała na swoim FB:
Po roku najbardziej doskwiera mi chyba rozjechanie wyjątkowości sytuacji i tej całej machiny codzienności, tej odpowiedzi świata, która jest nieadekwatna do doznań, poniesionych strat, indywidualnego bólu oraz ewidentnych absurdów systemu społecznego i politycznego, które nas determinują. Jakby pandemia szła środkiem, a po bokach działo się dzianiem nawykowym.
Ale tak to chyba jest z epidemiami. Przychodzą, burzą nasze nawyki i przyzwyczajenia, sprawiają, że świat przewraca się do góry nogami, powodują straty i nieszczęścia, a jednak życie toczy się dalej…